jurgens napisał(a):
Wozu napisał(a):
Otoz ten drugi plan jest czesto komentowany w najrozniejszych publikacjac, ze bycmoze on doprowadzilby nas do ... moze nie do zwyciestwa, ale przetrzymalibysmy o wiele dluzej. Osobiscie jednak uwazam, ze to co zrobiono we wrzesniu 39 roku, to bylo 75% tego co mozna bylo uczynic. OK, ten drugi plan polegal na okoponiu sie na linii Wisly i Sanu, tak aby fortyfikacje i przeszkody naturalne (rzeki) stanowily glowna linie obrony kraju.
Niestety ale francuskie plany wojenne polegające na obronie można wyrzucić do kosza, tak więc wiele ten plan by nie pomógł.
Niekoniecznie. Głębiej urzutowana i konkretniej osadzona (a nie ze skrzydłami wiszącymi w próżni) obrona miałaby spore szanse zatrzymać Blitzkrieg i zamienić go w zwyczajne natarcia czołowe, w których Niemcy byli tak samo do niczego jak wszscy inni. Jednak jak zauważył Wozu oddanie Wielkopolski i Śląska było bardzo niebezpieczne, bo pojawiało się ryzyko drugiego Monachium. Co ważniejsza zresztą - większość składów wojskowych i ośrodków zapasowych znajdowała się w tamtych rejonach. Oddanie tego Niemcom bez walki oznaczało utratę materiału wojennego (m. in. amunicji), na którą WP w żadnym razie nie mogło sobie pozwolić.
jurgens napisał(a):
Tak naprawdę strategia polska w 39 roku legła w gruzach od razu, gdyż Niemcy nie atakowali polskich armii a po prostu je ominęli - taka była zasada walk kolumnami pancernymi.
Mniej więcej. Tak stało się tylko w dwóch przypadkach - na styku armii Kraków i Łódź oraz w korytarzu pomorskim. W pozostałych dwóch doszło do karygodnych zaniedbań - armia Modlin (chaos w 8 DP, a potem tragiczne w skutkach nieobsadzenie linii Narwi) i Karpaty (odsłonięcie drogi na Lwów).
jurgens napisał(a):
To na co Polacy mogli się zdecydować, to obrona w miastach fortach - niemcy nie mieli wystarczających sił aby zdobywać umocnione miasta.
Francuzom w 1940 też wydawało się to dobrym pomysłem - i katastrofalnie się dla nich skończyło. Nie widzę powodu, dla którego nam miałoby pójść lepiej przy zastosowaniu takiej taktyki.
jurgens napisał(a):
Kolumny pancerne docierające do Warszawy zostały rozbite w drobny na przedmieściach.
Warszawa jest akurat mało reprezentatywnym przykładem. Po pierwsze dowódca 4 dywizji pancernej nie popisał się zupełnie, każąc szturmować milionowe miasto czołgom bez osłony piechoty. Po drugie - Warszawa była bardzo dużym miastem jak na Polskę. Wszystkie inne były dużo mniejsze i ani nie byłyby wstanie pomieścić znacznych sił obrońców, ani Niemcy nie mieliby większych problemów z ich zajęciem siłami drugiego czy trzeciego rzutu.
jurgens napisał(a):
Jedyną szansą byłoby dla Polaków ofensywne manewry - takie jak w bitwie pod Bzurą
Że co? Odsłonięte skrzydło armii von Blaskowitza było ewidentnym błędem, który Kutrzeba (tak sobie zresztą) wykorzystał. Ten sam Kutrzeba przed wojną na którejś naradzie skonstatował ze smutkiem, że wie w jaki sposób zwalczać broń pancerną przeciwnika. Pozostawał jedynie niewielki problem - jak ją dogonić. W jak sposób wyobrażasz sobie prowadzenie działań ofensywnych przeciwko związkom szybkim, których żadna polska jednostka (oprócz słabej brygady kawalerii) nie była w stanie dogonić?
jurgens napisał(a):
- czyli uderzenia na tyły kolumn pancernych celem odcięcia linii zaopatrzenia. Niestety do tego trochę brakowało lotnictwa, które pozwoliłoby zabezpieczyć takie manewry.
Pozostaje jednak taki problem, że zagony pancerne, które wnikają w TWOJE linie odcinają WOJE zaopatrzenie. W jaki sposób chcesz w takich warunkach organizować uderzenie na ICH tyły, skoro sam musisz szybko organizować obronę okrężną? Skąd weźmiesz amunicję i zaopatrzenie do uderzenia?
jurgens napisał(a):
Ostatnia rzecz (...) nie posiadało zapewnionych środków łączności.
Tu zgoda. Abstrahując od beznadziejnego planu i pozbawionych wyobraźni prób trzymania się go, nie istniało na dobrą sprawę centralne dowodzenie, bo Rydz, kiedy podejmował już jakąś decyzję, zwykle robił to w oparciu o informacje przestarzałe minimum o 24 godziny. W erze Blitzkriegu to było brdzo dużo. Za dużo.
jurgens napisał(a):
Myślę, że dla oddania klimatu września 39 Polacy w FH powinni być pozbawieni możliwości używania komend radiowych a najlepiej jeśli nie bedą widzieli strzałek swojej drużyny.
Nie zgadzam się. W polskiej armii koordynacja do szczebla pułku działała całkiem dobrze. Beznadziejnie było na wyższych szczeblach. Gdybyś jednak chciał coś takiego wprowadzić, to wypadałoby chyba podobny (acz sporo mocniejszy) efekt uwzględnić u Sowietów, Francuzów i Włochów, u których wyglądało to jeszcze gorzej.
jurgens napisał(a):
Fakt, że Polacy w 39 dali dupy trochę na własne życzenie - myślenie strategiczne było na zerowym poziomie, a ówcześni generałowie nadawali się aby dowodzić kompaniami a może batalionami.
Wszyscy? Nie wydaje mi się. Było bardzo wielu dobrych i kompetentnych oficerów. Niesławą okryli się Dąb-Biernacki, Rómmel, Fabrycy i sam Rydz (a także wielu innych), ale to nie powód by spuszczać wodę równo po wszystkich.
jurgens napisał(a):
Na usprawiedliwienie trzeba dodać iż jeszcze większym debilizmem wykazali się Francuzi dysponujący drugą co do wielkości po sowietach armią pancerną świata. Myślę, że nawet dysponująć podobnym sprzętem i podobną armią Polacy w 39 nie mogli wygrać przy takim dowództwie.
A ja myślę, że byłaby szansa. Lotnictwo polskie na francuskich maszynach zneutralizowałoby Luftwaffe, a wyższy (jakikolwiek) stopień zmotoryzowania armii pozwoliłby naprawić niektóre błędy (katastrofę 6 DP, wycifanie się z korytarza, wyścig do Sanu, dyslokację rezerw).