W temacie nie chodzi mi o ogólne stwierdzenia - muzyka, grafa, klimat...
To wszyscy wiemy.
Ja miałem w sobotę taką sytuację (pierwszy dzień grania):
Trwały ostre potyczki na jednym końcu mapy, więc wsiadłem do heli i wraz z dwoma wojakami polecieliśmy na drugi koniec, żeby przejąć najdalszą wietnamską flagę. Zgodnie z przewidywaniami, baza była pusta, a goście respawnowali się gdzie indziej.
Baza przejęta więc z marszu. I tu zaczęły się schody. Wietnamce zaraz cofnęły się, żeby odzyskać flagę i przypuściły zmasowany szturm (na szczęście tylko piechota). Zrobiło się ciężko. Dwaj moi towarzysze broni padli, ja miałem fuksa, bo murek, za którym szukałem osłony wyposażony był w apteczkę i amunicję..
Waliłem w "requesting reinforments" ile wlezie na przemian z waleniem w żółtków. Jeżeli już jesteśmy przy waleniu, to serce waliło mi jak młotem!
Kątem oka zobaczyłem, jak z pagórka zbiega chyba z pięciu nowych Wietnamców, a ponieważ przez cały czas trwały walki przy innych flagach, pomyślałem - to koniec... Nikt mi nie pomoże.
I nagle, w lewej słuchawce usłyszałem... "Need somebody to love". Spokojnie, powolutku, nie śpiesząc się, w takt muzyki nadjechał Mayek (chyba, głowy nie dam). Z miejsca wyrżnął wszystkich żółtków...
Wtedy po raz pierwszy pomyślałem "Kocham te grę".
Bez skojarzeń, co do dalszej części tego zdania - opisujcie tutaj swój pierwszy raz...