Atomowe poletko PRL - political fiction, techno thriller czy rzeczywistość?
Niewielu z nas wie, że Polska miała swój własny program jądrowy. Według opinii niektórych, mający na celu wyprodukowanie bomby termojądrowej. Tyle że miało to miejsce w latach 70. i do dziś obrosło porównywalnym mitem.
Sprawa ta być może nie jest tak spektakularna i kluczowa dla losów świata jak badania z czasów II wojny światowej, niemniej jednak godna uwagi. Być może to tylko legenda, sensacyjna informacja lub wręcz mit. Dla jednych skrajna głupota, dla innych wręcz temat kultowy. W rozpoczynającym się cyklu rozprawimy się z nim pod kątem geopolitycznym oraz naukowo-technologicznym.
Dekada odprężenia
Historia ta miała miejsce w latach 70., w trakcie dekady, którą wielu Polaków wspomina z nostalgią, kiedy PRL miała odgrywać gospodarczo, politycznie i militarnie wiodącą rolę w obozie socjalistycznym, a także według ambicji pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka, stać się swoistym pomostem łączącym Wschód z już coraz mniej "zgniłym" ówcześnie Zachodem. Czas ku temu sprzyjał, bowiem po ponad ćwierć wieku nieustannego napięcia pomiędzy Stanami Zjednoczonymi, a Związkiem Radzieckim, wyścigu zbrojeń, rozbudowy nuklearnych arsenałów, walki w świecie o wpływy nastąpił niemalże 10 letni okres odprężenia. Z sytuacji tej skorzystać miała i Polska pod przywództwem Edwarda Gierka. Co prawda skutki ówczesnego ożywienia gospodarki odczuwamy do dzisiaj, jednak wiele spektakularnych inwestycji pozornie przyniosło poprawę sytuacji materialnej społeczeństwa, częściowo otworzono granice, w sklepach pojawiło się wiele do tej pory niedostępnych towarów. Pozycja Polski zatem po betonowej i szarej epoce Wiesława Gomułki zmieniła się diametralnie. Potężne inwestycje (kosztem kredytów), uaktywnienie się PRL-u na arenie polityki międzynarodowej sprawiło, że poczuliśmy się pełnoprawnymi obywatelami Świata. Ambicją z kolei I sekretarza było wprowadzenie Polski do światowej ligi graczy. Równym strumieniem szły do Polski kredyty, inwestycje, licencje i technologie. Słońce zdawało się nigdy nad Polską nie zachodzić. Jednak o sile i randze państw w dobie wyścigu zbrojeń, świadczyło również posiadanie własnej broni jądrowej, o uzyskanie której walczyło ówcześnie wiele państw...
Polska bomba atomowa
Istnieje ciekawa teoria dotycząca polskiego programu nuklearnego mającego na celu stworzenie rodzimej broni jądrowej. Według pewnych, wielce sensacyjnych informacji, w latach 70. były prowadzone dość zaawansowane badania zmierzające do zbudowania polskiej bomby termojądrowej. Inicjatorem i ojcem tego projektu miał być generał dywizji prof. dr hab. inż. Sylwester Kaliski, postać niezmiernie ciekawa i nietuzinkowa. Przede wszystkim wybitny naukowiec zajmujący się wieloma aspektami fizyki technicznej. Do jego głównych osiągnięć należało opracowanie laserowej syntezy termojądrowej, która stanowi kluczowy element tej opowieści. Swoistego smaczku dodaje fakt, że generał był również komendantem Wojskowej Akademii Technicznej, posłem na sejm, a także Ministrem Nauki, Szkolnictwa Wyższego i Techniki w latach 1974-1978. Jednocześnie był również założycielem i dyrektorem niezmiernie ciekawej instytucji badawczej jaką był Instytut Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy. Dokonania tego badacza, polityka i wojskowego były wybitne, szczególnie na polu naukowym, dzięki czemu Polska weszła do grona czołowych państw prowadzących badania nad problemem syntezy termojądrowej. Do tego momentu wszystko jest faktem niezaprzeczalnym, bowiem postać naukowca jest jak najbardziej autentyczna, jak i samo prowadzenie dość zaawansowanych badań nad laserową syntezą termojądrową. Powstaje jednak pytanie, czy były to prace zmierzające do opracowania metody pozyskiwania taniego źródła energii, czy też próby uzyskania bomby termojądrowej?
Narodziny legendy
Cała historia rozpoczęła się od artykułu Wojciecha Łuczaka, byłego red. nacz. miesięcznika "Raport", znanego eksperta z dziedziny techniki wojskowej. W 1996 roku na łamach "Sztandaru Młodych" opublikował pierwotnie materiał, który nieco wcześniej został wydany w zachodnich piśmie lotniczym m.in "AIR INTERNATIONAL" pod tytułem "Polska przygoda atomowa". Temat ten kontynuowany był później przez kilku autorów, w różnych mediach, sprawą zajmowali się również dziennikarze telewizji TVN. Jedną z dostępnych wersji jest opublikowany na łamach "Nowego Państwa" tekst Mirosława Błacha z 2003 roku o jednoznacznie brzmiącym tytule "Polska bomba atomowa". Z treści wynika, że w Polsce w latach 70. były prowadzone wysoce zaawansowane badania nad budową bomby termojądrowej. Prace te, pod kierownictwem twórcy polskich badań nad laserowa syntezą termojądrową Sylwestra Kaliskiego, miały poparcie I sekretarza KC PZPR Edwarda Gierka. Do tego stopnia, że w projekt zostały zaangażowane potężne środki finansowe, zaś wywiad wojskowy i gospodarczy zdobywał z Zachodu objęte najściślejszym embargiem komponenty i technologie. Co więcej, autor sugeruje jakoby Gierek chciał wprowadzić Polskę do ekskluzywnego klubu państw posiadających broń atomową, realizując jednocześnie polityczny slogan o Polsce jako 10 potędze przemysłowej świata. Towarzysz Gierek miał się wzorować na Francji prowadzącej niezależną od Stanów Zjednoczonych politykę atomową z tym, że nasz przywódca, według autora, miał uniezależnić się od Związku Radzieckiego. Co więcej, we wspomnianym artykule pojawiają się informacje o wzniesieniu na terenie Instytutu Fizyki Plazmy i Mikrosyntezy Laserowej hali, gdzie przeprowadzono eksperymenty (jest to prawda) i zupełnie abstrakcyjnym otoczeniu jej wałem ziemnym chroniącym przed skutkiem wybuchu. Dalej, w Bieszczadach miano wybudować sztolnie, w której planowano dokonać próbnego wybuchu, tak, aby nie zarejestrowali tego Rosjanie (sic!). W swych konfabulacjach autor idzie dalej sugerując, że śmierć Sylwestra Kaliskiego w wypadku samochodowym w 1978 roku była prawdopodobnie zaplanowana przez KGB, które zaniepokojone postępami polskich naukowców postanowiło zażegnać zagrożenie. Tym samym skończyły się prace nad tytułową bombą.
Historia ta, jak wiele podobnych o charakterze czysto sensacyjnym, ma zapewne w sobie ziarno prawdy. Całość jest na tyle intrygująca, że postanowiliśmy sprawdzić na ile budowa polskiej bomby atomowej była realna? Czy w takim razie rzeczywiście chodziło o stworzenie broni, czy też o pozyskanie taniego i wydajnego źródła energii? A może były to jedynie badania naukowe, mające wykazać pewne teoretyczne założenia?
W tym celu postanowiłem skontaktować się z p. Wojtkiem Łuczakiem, który po części potwierdził tę historię. Powstała ona w oparciu o rozmowy z byłymi politykami, wojskowymi i członkami wywiadu. Tak więc targany wątpliwościami umówiłem się z profesorem Janem Badziakiem, obecnie głównym specjalistą z zakresu właśnie laserowej syntezy termojądrowej. Zapytałem jak prawdopodobne było stworzenie bomby termojądrowej wykorzystującej syntezę laserową. To co usłyszałem wprawiło mnie w osłupienie.
Trochę założeń teoretycznych
Zapewne niegdyś pilnie strzeżony kompleks Instytutu Fizyki Plazmy i Mikrosyntezy Laserowej robił duże wrażenie. Dzisiaj nie ma problemu z dotarciem do niego, co więcej, wokół brak jakichkolwiek śladów ziemnego wału. O takim nie pamiętają nawet najstarsi pracownicy i mieszkańcy okolicznych bloków. Miejsce hipotetycznych badań nad polską bronią termojądrową nie robi więc wrażenia rodzimego Los Alamos. Profesor Jan Badziak zaproponował zacząć rozmowę od założeń teoretycznych. Mają one kluczowe znaczenie dla tematu, więc będziemy musieli przebrnąć przez dość skomplikowane założenia syntezy termojądrowej. Synteza termojądrowa jest zjawiskiem polegającym na tym, że w określonych warunkach jądra izotopów wodoru deuteru i trytu, mogą wstrzelić się w jedno jądro helu w wyniku czego wytwarza się duża ilość energii zawartej w tym układzie. Aby jądra izotopów wodoru można było ze sobą scalić, muszą zaistnieć warunki, jakie panują np. we wnętrzu słońca, czyli temperatura rzędu 10 milionów stopni C oraz ciśnienie miliardów atmosfer. Łatwo sobie wyobrazić, że stworzenie takich warunków na ziemi było niezwykle trudne Dopiero po ostatniej wojnie fizykom amerykańskim pod kierownictwem Edwarda Tellera udało się takowe uzyskać, w efekcie czego w 1952 roku została zbudowana i zdetonowana na atolu Eniwetok pierwsza bomba wodorowa. Układem, który pozwolił na stworzenie tych specyficznych warunków była bomba jądrowa, oparta o reakcje rozszczepienia jąder uranu. Teoretycznie wydawało się, że takie warunki uda się wytworzyć również dla pokojowego pozyskiwania energii. Jedną z metod, którą próbowano zastosować polega na tym, że w sposób niezwykle szybki należy podgrzać zestaloną kulkę deuteru i trytu o dużej gęstości tak, aby pomimo gwałtownego wzrostu temperatury zdążyła przereagować zanim się rozpadnie. Czasy dostarczenia odpowiedniej energii muszą być niezwykle krótkie, rzędu nanosekund, czyli jednej miliardowej części sekundy. Powstaje oczywiście problem, jakie źródło może przekazać tak dużą energię w tak krótkim czasie? Okazuje się, że takimi źródłami są lasery krótko impulsowe. W skrócie są to teoretyczne założenia laserowej syntezy termojądrowej, czyli klucza do hipotetycznego stworzenia na jej bazie naszej bomby.
Pierwsze założenia teoretyczne wytworzenia reakcji termojądrowej przy pomocy laserów opracowano w Stanach Zjednoczonych i Związku Radzieckim w połowie lat 60. W pełni eksperyment ten powiódł się w ZSRR dopiero w roku 1970. Zapewne te badania zainspirowały i polskich naukowców do włączenia się w proces badawczy nad tym problemem. Inicjatorami projektu był szef Katedry Podstaw Radiotechniki Wojskowej Akademii Technicznej, specjalista od laserów, dr Zbigniew Puzewicz oraz wspomniany już wcześniej Sylwester Kaliski. W roku 1973 przy pomocy urządzeń zbudowanych przez zespoły naszych naukowców, udało się przeprowadzić pierwszą reakcję termojądrową. Oczywiście była to jedynie demonstracja fizyczna, potwierdzająca że w określonych warunkach przy pomocy lasera można wywołać reakcję termojądrową. Sama demonstracja efektu była z pewnością wydarzeniem spektakularnym, natomiast chcąc wypracować metodę praktycznego jej zastosowania, w dalszym ciągu potrzebny był i do tej pory jest ogromny wysiłek badawczy. Poznanie wielu zjawisk fizyki gorącej plazmy, hydrodynamiki, reakcji jądrowych prób i hipotez. Począwszy od 1973 roku do chwili obecnej badania są kontynuowane i ukierunkowane, tak, aby stworzyć warunki, gdzie energia produkowana z reakcji syntezy byłaby większa od energii dostarczanej przez laser. Im wiedza ta się rozszerzała, im więcej zjawisk było zgłębianych, tym bardziej to, co wydawało się w pierwszej połowie lat 70. stosunkowo łatwo osiągalne, okazywało się o wiele trudniejsze. Im głębiej badacze "wchodzili" w zjawiska, tym więcej problemów się pojawiało.
Obecnie budowane są dwa ogromne megadżulowe lasery, jeden w USA, drugi we Francji, które według ścisłych przewidywań opartych na szeregu doświadczeń, symulacji numerycznych oraz komputerowych obliczeniach, w okolicach roku 2010, więc za 5 lat powinny dać możliwość zademonstrowania produkcji energii z reakcji termojądrowych przy pomocy lasera. - Złożoność zadania zbudowania takiego urządzenia jest na tyle skomplikowana, że będzie trwała 10 lat. W tej chwili jesteśmy mniej więcej w połowie, za kolejne 5 lat mamy nadzieje system uruchomić - mówi profesor Badziak
Dostęp do technologii
Technologie i komponenty niezbędne do prac nad laserową syntezą termojądrową miały być zdobywane zarówno drogą oficjalną i nazwijmy to pewnymi kanałami dyplomatycznymi. Sugeruje się również, że część z nich była pozyskiwana podczas zakrojonej na szerszą skale operacji polskiego wywiadu. Tymczasem profesor Badziak twierdzi, że - jeżeli chodzi o tę sprawę to w rzeczywistości byliśmy zdani na własne technologie i na naszego wschodniego sąsiada, który jednak ze zrozumiałych względów nie był nigdy zbyt otwarty na współpracę. Urządzenia, które budowaliśmy do badań były praktycznie oparte o krajowe materiały i rodzimą myśl techniczną. Należy również zwrócić uwagę, że mimo odprężenia w latach 70. ilość towarów embargowanych była większa od tych nie embargowanych, szczególnie w zaawansowanych technologiach. Słynny krytron jest przykładem i symbolem tego, że niektórych elementów nie można było dostać w Polsce i trzeba było ściągać je z zachodu. Nie wchodząc w szczegóły zajmował się tym nasz wywiad - nie przeceniałbym tego urządzenia w takim stopniu jak się dzisiaj sugeruje, gdyż już pod koniec lat 70. obywaliśmy się bez niego - wspomina profesor Badziak i jednocześnie dodaje. - Gdybym miał określić stopień zastosowania technologii i komponentów zachodnich i wschodnich, to 95 % była produkcji krajowej i radzieckiej. To oczywiście opóźniło nasze badania.. Środki finansowe wbrew pozorom nie były również tak duże jak mogło się wydawać. - Głównie dlatego, że nie kupowaliśmy urządzeń za ciężkie dewizy tylko budowaliśmy sami. Gdybyśmy w latach 70. chcieli kupić laser dużej mocy, który służyłby do tych badań na zachodzie, pomijając embargo, wyszłyby jakieś niesamowicie kosmiczne sumy. Zwłaszcza w stosunku do naszych zarobków, które wynosiły ówcześnie w przeliczeniu ok 20 dol. miesięcznie. Dzięki temu, że wszystko było praktycznie realizowane w kraju, przy pomocy polskiej siły roboczej i w oparciu o komponenty krajowe, koszty nie były wcale większe niż koszty doświadczalnego reaktora w Świerku. Nasz instytut był na przeciętnym poziomie finansowania, pensje zaś jak w podobnych instytutach. Posiadaliśmy trochę więcej aparatury z racji tego, że sami musieliśmy budować lasery.
Uzyskanie syntezy termojądrowej jest możliwe jedynie przy pomocy ogromnych laserów, które są urządzeniami stacjonarnymi. Trudno sobie wyobrazić tak wielkie urządzenia w bombie, choćby dużego wagomiaru. Nawet przy dzisiejszym stanie wiedzy jest rzeczą nierealną, choć nie wiadomo co będzie za sto lat. Jest to już tylko kwestia wyobraźni. - Teoria o polskiej bombie termojądrowej jest sprawą nierealną. Było to przedsięwzięcie, które latach 70. i 80. wykraczało poza możliwości naszego kraju. Myślę, że prof. Kaliski zdawał sobie z tego sprawę, chociaż początek lat 70. był niezwykle optymistyczny. Zapewne szybko zdano sobie sprawę, że wykorzystanie tego do celów wojskowych jest nierealne.
Po tym pierwszym spektakularnym sukcesie, który zademonstrował, że w Polsce tego typu badania mogą być prowadzone, w roku 1976 został utworzony Instytut Fizyki Plazmy i Laserowej Mikrosyntezy. Wcześniej, organizacyjnie zespoły prowadzące badania nad projektem były wydzielone ze struktury WAT-u. Pracowały na terenie dzisiejszego instytutu, który powstał ze scalenia zespołów WAT-owskich. Uzyskiwane osiągnięcia zachęcały do kontynuowania prac nad syntezą termojądrową, dlatego pojawia się jeszcze jeden niezmiernie ciekawy epizod, znacznie bliższy zastosowaniom wojskowym niż poprzedni. Można bowiem sobie wyobrazić bombę termojądrową o mniejszych rozmiarach, którą można inicjować przy pomocy konwencjonalnych materiałów wybuchowych. Były to prace tajne, prowadzone również przez zespół prof. Kaliskiego, które w roku 1977 zaowocowały wytworzeniem reakcji termojądrowej przy pomocy materiałów wybuchowych. Badania te z pewnością miały charakter militarny i w tym przypadku jest do pomyślenia użycie go w bombie, gdyż cały układ nie jest zbyt rozbudowany. Oczywiście eksperyment się udał, co jedynie potwierdziło tylko i wyłącznie pewną teorię, że fizycznie proces taki jest możliwy. W syntezie termojądrowej musimy podgrzać odpowiednio dużą ilość materiału w czasie jednej miliardowej sekundy. Spalanie materiału wybuchowego trwa jednak znacznie dłużej, ok tysiąca razy za wolno. Naukowcy USA i ZSRR doszli mniej więcej do tego samego etapu, gdyż barierą nie do pokonania była fizyka, technologie i koszty były w zasięgu nawet polskich naukowców. - W latach 70. kiedy jeszcze stosunkowo niewiele wiedzieliśmy o syntezie termojądrowej, to o ile jestem przekonany, że prof. Kaliski zdawał sobie sprawę, że synteza laserowa do bomby termojądrowej jest absolutnie nieprzydatna, to nie wykluczam, że mogło mu się wydawać, że przy pomocy klasycznego wybuchu jest to możliwe. Do dzisiaj jednak żadne z państw metody tej nie zastosowało w praktyce.
Zatem jak mogliśmy się przekonać, opowieść o polskiej bombie termojądrowej, choć sensacyjna, nie do końca zgadza się z prawdą. Choć udane badania z lat 70. były wielce obiecujące, nie wydaje się żeby mogły kiedykolwiek wprowadzić nas do elitarnego klubu państw posiadających broń atomową. Przynajmniej z technicznego punktu widzenia. W następnym odcinku postaramy się odpowiedzieć na pytanie: Czy były jakiekolwiek uwarunkowania polityczne do prowadzenia tych badań oraz czy istniała jakakolwiek zakrojona na szeroką skalę operacja wywiadu mająca na celu pozyskiwanie komponentów i technologii z Zachodu. Cdn.
Autor: Piotr Maszkowski
Artykuł pochodzi z czasopisma "Odkrywca", 11/2005
źródło: [http://portalwiedzy.onet.pl/1193584,10484,4,info.html]
|