Na portalu onet.pl znalazlem baaardzo ciekawy artykul dotyczacy snajperow. Napewno jest on warty przeczytania. Oto on:
Złoty wiek Szakala
Snajperzy to elita wśród żołnierzy, policjantów i... płatnych morderców. Jednym strzałem mogą zmieniać przebieg wojen.
styczeń 2003
Żadna ze specjalności wojskowych (prócz, być może, prokuratora w sądzie wojennym...) nie wywołuje tyle strachu i wściekłości, z żadną też nie wiąże się tyle legend i plotek. Możliwości snajpera wydają się nieograniczone, wręcz nadprzyrodzone. Jest niewidzialny, a więc - nietykalny. Trafia w dowolny cel, narzuca swą wolę przeciwnikowi. Działającemu w pojedynkę snajperowi udaje się nieraz doprowadzić do przełomu w walce, jednym strzałem zmienić sytuację polityczną jakiegoś kraju. Strzelec wyborowy nie tylko musi trafiać do celu. Powinien też posiadać cierpliwość, intuicję, odwagę graniczącą z zuchwałością, wybitny talent operacyjny, umiejętność maskowania się i przyjmowania różnych wcieleń.
Siej panikę i znikaj
Niektórzy historycy wywodzą snajperów jeszcze z epoki łuku i procy. O strzelcach z prawdziwego zdarzenia można jednak mówić dopiero od czasu, gdy do ich rąk trafiła precyzyjna broń dalekiego zasięgu, z gwintowaną lufą i celownikiem optycznym.
Już na kilka lat przed wybuchem pierwszej wojny światowej firma Zeiss rozpoczęła produkcję celowników optycznych na zlecenie niemieckiego Sztabu Generalnego. Natychmiast po rozpoczęciu działań wojennych skonfiskowano cywilom wszystkie egzemplarze broni palnej z tymi celownikami. W ten sposób armia niemiecka zdobyła 20 tysięcy sztuk broni dla snajperów. Strzelby i karabinki trafiły w ręce zmobilizowanych myśliwych, leśniczych i strzelców sportowych, którzy po krótkim przeszkoleniu zostali wysłani na front. Już w pierwszych miesiącach walk w sporządzanych przez aliantów komunikatach frontowych roiło się od wiadomości o oficerach, zwiadowcach, żołnierzach łączności, nieraz - całych pododdziałach, które "ginęły od zabłąkanych kul".
Jeden z jeńców, schwytany z karabinkiem snajperskim na stanowisku strzeleckim, opowiedział, jak ta broń używana jest przez Niemców. Wówczas narodził się termin "snajper". Snipe to angielska nazwa bekasa; neologizm sniper tłumaczyć można jako "łowca bekasów" (myśliwi mawiali, że kto ustrzeli małego i ruchliwego bekasa, trafi do każdego celu).
Podczas pierwszej wojny światowej wypracowano zarówno podstawy taktyki snajperskiej jak i zasady walki z tym zagrożeniem. Do najważniejszych zadań "wirtuozów broni palnej" zaliczono eliminację oficerów przeciwnika oraz zwiadowców, obserwatorów pola walki, łącznościowców, wreszcie - działonowych, prowadzących ogień jednostek artylerii. Najważniejszym jednak zadaniem snajpera pozostawało sianie strachu i paniki w szeregach wroga.
Od bekasa do kukułki
Kraje europejskie wyciągnęły z Wielkiej Wojny różne wnioski. Sądząc po wynikach, doświadczenia snajperów najlepiej wykorzystali sztabowcy fińscy. Podczas kampanii zimowej w 1939 r. Armia Czerwona zmuszona była stawić czoła nowemu zagrożeniu - znienawidzonym "kukułkom" (fińscy strzelcy wyborowi porozumiewali się, naśladując głos tych ptaków). Czerwonoarmiści otwierali zwykle wściekły ogień do drzewa, z którego padł strzał, najczęściej bez skutku: po oddaniu strzału snajper zjeżdżał na linie do biegnącego okopu lub schronu, gdzie przeczekiwał kanonadę. Zdesperowani czerwonoarmiści zaczęli z czasem ostrzeliwać stanowiska "kukułek" z ciężkich karabinów maszynowych: wówczas jednak inny snajper, usytuowany w bocznym gnieździe strzeleckim, eliminował obsługę cekaemu...
Do dziś pozostały w mocy dwie główne zasady snajperów. Pierwsza z nich głosi, że najpierw należy eliminować cele w tyle grupy: ci, którzy są na jej czele, nie wiedzą wówczas, co dzieje się za ich plecami. Zgodnie z drugą regułą strzelec powinien maskować odgłos strzałów, wykorzystując jako tło inne odgłosy: serie karabinowe, kanonadę artyleryjską, wybuchy pocisków, warkot czołgów.
"Kukułki" działały na tyłach Armii Czerwonej z równą pewnością siebie, co na linii frontu. Podczas wycofywania się Finowie lokowali swoich snajperów na zamaskowanych pozycjach w pobliżu ważnych szlaków komunikacyjnych. Wszystkie ścieżki prowadzące w pobliże "kukułczego gniazda" starannie minowano: w rezultacie wszelkie próby dotarcia do snajpera kończyły się zagładą całych oddziałów. Działania Finów stanowiły klasyczny przykład skutecznie zastosowanego "terroru snajperskiego": dla większego wrażenia warto wspomnieć, że na stanie armii fińskiej znajdowało się wówczas co najwyżej 200 karabinków wyposażonych w celowniki optyczne.
Doświadczenia wojny 1939-1940 uważnie analizowano w większości sztabów. Najbardziej rozbudowany system szkolenia snajperów zdecydowały się wprowadzić w życie Trzecia Rzesza i ZSRR. Początkowo Niemcy przykładali się do pracy bardziej niż Rosjanie: snajperskie kursy Wehrmachtu trwały około dwóch lat. Dowództwu radzieckiemu udało się doprowadzić do zmiany na swoją korzyść dopiero po zastosowaniu środków nadzwyczajnych: "klasy" snajperskie stworzono nawet w oddziałach liniowych, nowym formacjom zapewniono też nieograniczone wsparcie zaplecza. W tym samym czasie, choć nie na taką skalę jak na froncie wschodnim, wykorzystywali snajperów również alianci.
A jednak po zakończeniu drugiej wojny światowej zainteresowanie strzelcami wyborowymi zmalało. Największe armie świata zaczęły sposobić się do wojny z wykorzystaniem broni jądrowej, lotnictwa strategicznego i gigantycznych zagonów czołgowych. Oczywiście nigdy nie zrezygnowano do końca z tego rodzaju specjalistów; uproszczono jednak znacznie system szkoleń i zaprzestano prac projektowych nad nowymi typami broni strzeleckiej. Jedynym azylem snajperów stały się jednostki komandosów, specnazu i służb specjalnych, gdzie taktyka ta nadal cieszyła się szacunkiem.
W połowie lat 60. okazało się, że nowa wojna światowa wcale nie musi wybuchnąć. Za to konflikty, w których zmuszone zostały wziąć udział zarówno Stany Zjednoczone jak i szereg państw europejskich, postawiły przed nimi zupełnie inne wymagania. Dla strategów Pentagonu "chwilą prawdy" stał się początek interwencji w Wietnamie.
Wietnamska lekcja
Po kilku miesiącach dowództwo amerykańskie uświadomiło sobie konieczność intensywniejszego wykorzystania snajperów. Zorganizowano odpowiednie kursy, na stanie sztabów oddziałów liniowych na stałe pojawiła się funkcja snajpera. Do legendy przeszedł sierżant piechoty morskiej Carlos Hatchcock, który zastrzelił pewnego wietnamskiego generała dowodzącego jednym z najważniejszych odcinków frontu. Decydujący strzał można było oddać dopiero w obrębie doskonale chronionego ośrodka dowodzenia. Na przebycie tysiąca metrów Hatchcock potrzebował trzech dni i trzech nocy. W końcu trafił generała jednym strzałem z odległości 650 metrów. Droga powrotna była już krótsza: wykorzystując rozgardiasz w nieprzyjacielskim obozie, sierżant uciekł po dnie wyschniętego kanału na polanę, gdzie czekał na niego helikopter.
Wojska radzieckie stanęły w Afganistanie przed takimi samymi wyzwaniami, co Amerykanie w Indochinach. W lotnych jednostkach strzelców zmotoryzowanych brakowało snajperów, których na dodatek powoływano w mało wyszukany sposób: jednemu z żołnierzy wręczano po prostu karabinek SWD z celownikiem optycznym. Szczęśliwiec w najlepszym razie strzelał nieco celniej niż jego koledzy, nie miał jednak nawet dziesiątej części umiejętności, jakimi dysponuje wyszkolony snajper.
Na muszce mudżahedinów
W owym czasie w większości wojsk na świecie zakładano, że rdzeń taktyki oddziałów strzelców zmotoryzowanych stanowi uzyskanie przewagi ogniowej nad nieprzyjacielem za pomocą broni umieszczonej "na pancerzach" jednostki: karabinków, wyrzutni rakiet przeciwpancernych, karabinów maszynowych dużego kalibru czy zautomatyzowanych granatników. Snajperów postrzegano jedynie jako uzupełnienie rutynowych działań.
Walki w górach wymusiły zmiany. Radzieccy żołnierze wkrótce zdali sobie sprawę, że możliwości snajperów są znacznie większe, niż przypuszczali. Nieraz przywoływany jest przypadek dwóch afgańskich duszmanów, wyposażonych w karabinki z celownikiem optycznym, którzy przez osiem godzin powstrzymywali atak batalionu desantowego. Radzieccy spadochroniarze ruszyli naprzód dopiero wówczas, gdy własnymi rękoma wnieśli na górujące nad płaskowyżem wzniesienie działko przeciwlotnicze ZU-23-2, z którego byli w stanie dosięgnąć mudżahedinów.
Pierwsza kampania w Czeczenii pokazała, że generalicja rosyjska niczego się nie nauczyła. Sytuacja z Afganistanu powtórzyła się: rosyjskie oddziały znów były nieprzygotowane do walk w górach. Dziś nikt już nie wątpi w konieczność doskonalenia strzelców wyborowych na dużą skalę.
W historii najnowszej znaleźć można liczne przykłady przemawiające za tym, że w konfliktach o niskiej intensywności snajperzy okazują się częstokroć decydującym czynnikiem i najważniejszą realną siłą bojową. Tak było m.in. w Bejrucie i Sarajewie, gdzie walki na dużą skalę przekształciły się w potyczki między snajperami.
Strzelec wyborowy musi przedzierać się na swą pozycję, czołgając się i pozostając przez dłuższy czas w ukryciu. Przebycie 100 metrów zajmuje mu z reguły od 10 do 12 godzin. Przelatujące nad uchem ślepe kule i odłamki nie powinny robić na nim najmniejszego wrażenia: powinien w pełni panować nad swymi emocjami. Jeśli pozwoli, by górę wzięły w nim namiętności łowieckie i żyłka hazardowa, może się pożegnać z życiem. Najczęściej działa w pojedynkę: sam podejmuje decyzje i ponosi za nie odpowiedzialność. Od wielogodzinnego leżenia bez ruchu w wilgoci, kałużach lub śniegu z pewnością nie przybywa mu zdrowia. Zawodowcy znają powiedzenie: "Najlepszymi przyjaciółmi snajpera są zapalenie płuc i prostata".
Niewola to wyrok śmierci
Dla snajperów pochodzenia europejskiego, zwłaszcza chrześcijan, najpoważniejsze obciążenie psychiczne stanowi często to, że muszą złamać jedną z zasad pradawnego "kodeksu honorowego". Muszą zabijać bezbronnych ludzi. Na froncie zachodnim podczas obu wojen światowych funkcjonował nieformalny zakaz oddawania strzału do przeciwnika, który niczego się nie spodziewa i jest całkowicie bezbronny, np. załatwia własne potrzeby fizjologiczne. Na froncie wschodnim, gdzie obie strony przekroczyły wszelkie granice zatwardziałości, nie spotykano się z tego rodzaju skrupułami.
Między żołnierzami radzieckimi a strzelcami innych armii istniała jeszcze jedna, istotna różnica. Snajperzy angielscy i amerykańscy nie byli darzeni szczególną sympatią przez resztę członków oddziału. Powszechnie uważano, że walczą oni w sposób "niesportowy", jeśli nie podły. Z czasem zauważono również, że skuteczne działania snajperów zwykle ściągały na dany odcinek frontu ostrzał niemiecki z użyciem ciężkiej artylerii i wyrzutni min. W rezultacie nierzadko dochodziło do sytuacji, w której piechota nie dopuszczała snajperów do kontrolowanego przez siebie odcinka frontu lub wyganiała ich z zajmowanych pozycji. W Armii Czerwonej działo się zupełnie inaczej: snajperzy byli na ustach wszystkich, podziwiano ich, chwalono, zazdroszczono. Na kursy snajperskie chętni walili drzwiami i oknami.
Jedna rzecz łączyła jednak żołnierzy wszystkich walczących stron oraz wszelkiego autoramentu partyzantów, bojowców i grupy szturmowe: nienawiść do snajperów z szeregów przeciwnika. Strzelca, który zostanie "po prostu" zastrzelony, spotyka nie najgorszy los. Kiedy podczas walk w Groznym w ręce oddziałów federalnych wpadło dwóch ukraińskich snajperów walczących po stronie czeczeńskiej, Rosjanie powiesili ich na najbliższej latarni. Podobna sytuacja ma miejsce po drugiej stronie: adnotacja "saper" w książeczce wojskowej wziętego do niewoli przez Czeczenów żołnierza rosyjskiego stanowi dlań wyrok długiej i bolesnej śmierci.
Mimo to wciąż pojawiają się chętni do służby w szeregach strzelców wyborowych. Pociągają ich właśnie trudności i wyzwania. Snajper jest z reguły entuzjastą swojej profesji, ambicje zawodowe mają dlań olbrzymie znaczenie. Typowy strzelec owładnięty jest przy tym duchem rywalizacji, stale doskonali się w strzelaniu do celu. Adrenalina i ambicje to jednak nie wszystko. - Każdy zawodowy wojskowy, a tym bardziej snajper, powinien być przekonany o słuszności sprawy, której służy. Musi mieć pewność, że zabijając nieprzyjaciela, broni tym samym swoich towarzyszy broni, swego kraju, swej wiary, swojego pomysłu na życie i że w danej chwili nie istnieje inne rozwiązanie problemu jak oddanie celnego strzału - uważa instruktor brytyjskich oddziałów specjalnych SAS, emerytowany snajper Richard Collins.
W służbie ładu i porządku
W drugiej połowie XX w. snajperom w szeregach armii przybył poważny konkurent: swoje umiejętności zaczęli w szybkim tempie doskonalić strzelcy w służbie policji i służb specjalnych. Dla tych ostatnich poprzeczka została umieszczona jeszcze wyżej. Podstawowym zadaniem organów ochrony porządku publicznego nie jest bowiem zniszczenie wroga, lecz zapobieganie przestępstwom oraz zatrzymywanie ich sprawców. Strzelcy wyborowi w ich szeregach mają zwykle do czynienia z przestępcami, którzy zagrażają życiu innych ludzi, biorąc zakładników lub podejmując próbę porwania. Konsekwencją błędów policyjnego snajpera jest niemal zawsze śmierć niewinnych osób.
Na froncie to snajper narzuca przeciwnikowi swoje reguły gry. Policyjny strzelec wyborowy tylko wyjątkowo może liczyć na zajęcie dogodnej pozycji; zwykle dociera na miejsce, kiedy sytuacja rozwija się zgodnie z najgorszym możliwym scenariuszem, a inicjatywa jest w rękach przestępców.
W tej sytuacji snajper na każdym kroku musi brać pod uwagę istniejące okoliczności.
W razie komplikacji (jeśli np. terrorysta przytyka pistolet do głowy zakładnika) powinien on reagować w mgnieniu oka, nie czekając rozkazu.
Dowódcy starają się unikać wydania snajperom bezpośredniego rozkazu użycia broni, tym samym zrzucając na strzelców ciężar odpowiedzialności za wynik operacji. W razie niepowodzenia akcji snajper, który strzelił na własną rękę, może się spodziewać wyroku sądowego; dowództwo pozostanie w cieniu. Z kolei w przypadku powodzenia wszystkie laury spadną właśnie na dowództwo. Taka sytuacja nie skłania do podejmowania inicjatywy; nierzadko więc bywa, że przełożeni i podwładni starają się wzajemnie przerzucić na siebie odpowiedzialność; wówczas wszystko kończy się ofiarami, których można było uniknąć. Przykładem takiej pętli kompetencyjnej jest przebieg wydarzeń podczas olimpiady w Monachium w 1972 roku, kiedy to brak odpowiednich uzgodnień po stronie sił bezpieczeństwa doprowadził do masakry izraelskich sportowców, zabitych przez palestyńskich terrorystów z organizacji Czarny Wrzesień.
Snajper policyjny z reguły oddaje ogień do obiektów znajdujących się dużo bliżej niż nieprzyjacielskie cele na froncie. Jego broń musi charakteryzować się większą siła niszczącą niż uzbrojenie żołnierza: wynikiem jej użycia ma być błyskawiczna eliminacja przeciwnika. Policyjny strzelec wyborowy jest za to wolny od wyrzutów sumienia związanych z wykonywaną pracą. Jeśli zabija, to tylko w obronie życia niewinnych ludzi.
"Snajper z Waszyngtonu" był najprawdopodobniej zwyczajnym nieudacznikiem-psychopatą. To wyjątek w środowisku snajperów. Strzelcami wyborowymi z reguły zostają ludzie nadzwyczaj zrównoważeni, którym nie grozi załamanie nerwowe. Na ogół charakteryzują się oni wysokimi standardami moralnymi.
Kilerzy jakich mało
Profesjonalista, który zdecyduje się wstąpić na drogę zbrodni, stanowi dla społeczeństwa śmiertelne zagrożenie. Jeśli znajdziemy się na celowniku snajpera-wirtuoza, który przedzierzgnął się w kilera, nie sposób ocaleć. Znana jest historia pewnego udającego się na spotkanie biznesmena, który został zastrzelony przez tego rodzaju renegata. Ofiara podróżowała samochodem pancernym wyposażonym w kuloodporne szyby i otoczonym przez licznych członków ochrony osobistej. W pewnym momencie biznesmenowi zrobiło się jednak w samochodzie odrobinę duszno i zdecydował się uchylić boczne okienko w drzwiach. Powstała w ten sposób szczelina wystarczyła snajperowi, który na jednym z zakrętów szosy trafił swój cel w środek głowy.
Jedynym skutecznym środkiem obrony przed spodziewanym zamachem pozostaje wypatrzenie wszystkich miejsc, skąd może paść strzał i podjęcie kroków, które uniemożliwiłyby snajperowi ich wykorzystanie. W Czeczenii rozwiązuje się to w najprostszy sposób, zaminowując wszelkie dogodne do oddania strzału punkty w pobliżu posterunku czy punktu kontrolnego. W warunkach pokojowych w miejscach tego rodzaju instalowane są po prostu detektory, które bezzwłocznie informują o pojawieniu się w pobliżu człowieka. Nad wszystkimi osobami mieszkającymi lub pracującymi w pobliżu miejsca podlegającego szczególnej ochronie roztaczany jest też dyskretny nadzór, a wszyscy podejrzani osobnicy są niezwłocznie sprawdzani.
Miny zamiast ludzi
Najemny zabójca-snajper nie jest częstym zjawiskiem w świecie przestępczym. Niewiele specjalizacji wymaga równie dużo wysiłku i czasu, aby je opanować. Tymczasem do umocowania miny magnetycznej u podwozia samochodu lub oddania z bliska kilku strzałów nie trzeba szczególnych kwalifikacji; karabinek snajperski kosztuje znacznie drożej niż kilka lasek środka wybuchowego. Podczas drugiej kampanii czeczeńskiej strona rosyjska - najpewniej właśnie z tych powodów - posługiwała się snajperami na znacznie mniejszą skalę. Na ich miejsce weszły miny i bomby burzące dużego kalibru. Nadal nie sposób określić, która z broni jest bardziej skuteczna: sam snajper czy strach, jaki jego działania wywołują u przeciwnika.
(c)Drugoj
_________________
|