Jest 14 grudnia roku 1944. Niemiecka armia zbiera się na armie amerykańską na 135 kilometrowym froncie pomiędzy Montjoie i Echternach. Cel: Przejąć Ardeny i dostać się poprzez nie do Antwerpii w Belgii.
W armi amerykańskiej brakuje dosłownie wszystkiego, są daleko od domu i nachodzą ich pesymistyczne myśli.
- Wiadomo co z naszym paliwem ? - zapytał Warsaw
- Podobno ma go w ogóle nie być. Tory kolejowe we Francji zniszczone, porty na północy zniszczone, a system przewożenia paliwa ciężarówkami niewypalil - odparl Clone i wyjął piersiówke spod płaszcza.
- Jak to ma go nie być ?! - przeraził się Warsaw - To jak uruchomimy czołgi ? Przecież to tylko kwestia czasu kiedy zaatakują nas szwaby, a z samą piechotą na nas nie wskocza... Będzie trzeba spierdalać ostro przed nimi... - dokończyl.
- Bez czolgów to 6 armia pancerna SS nas zniszczy w ciągu jednego dnia - przytakną Look - Będziecie musieli mi pomóc pchać wespe, schowam ją między budynkami - zaśmiał się.
Nagle cała grupa usłyszała dziwną melodie, dziwny tekst i dziwny akcent, którego zupełnie nie rozumieli.
- Bogurodzica, dziewica, Bogiem sławienna Maryja! Twego syna, Gospodzina, matko zwolenna Maryja, Zyszczy nam, spuści nam. Kiryjelejzon.
Głos stopniowo przybliżał się do grupy. Było go slychać coraz wyraźniej...
- Co jest ***** ? - Z zaciekawieniem spytal Warsaw.
- Pewnie komuś odjebało i słucha radia ojca prowadzącego - odparł skacowany Kaczy.
- Chwytajcie za broń, to mogą być Niemcy !!
I cała grupa, mimo swoich zajęć z trudem stanęła na nogi i wycelowała karabiny w strone przejścia między budynkami.
- *****, *mama zabroniła mi przeklinać* kamienie, kto ich tu tyle nawrzucał - dochodzi głos spomiędzy budynków.
Nagle chwijnym krokiem grupa trzynastej dywizji drugiego korpusu armi amerykańskiej ujżała dość prężnie zbudowanego osobnika...
- Stój, Ręce do góry, rzuć broń i zamknij się - krzykną jeden z żołnierzy
- Ooooooo *****, wreszcie ludzie, siemanooooo towarzysze - odparł tajemniczy osobnik, powoli zbliżając się do okopu żołnierzy. - Przychodze w pokoju i mam wódke ! - dodał.
- A skąd ty człowieku jesteś ? - Zapytał Kaczy.
- Z Polski, z takiej dużej meliny, Wajherowo dokładniej.
- Aaaaaa Polak ? A to Ci... - Zwątpił Kaczy
- Moge już ***** opuścić te ręce ? Bo zaraz mi krążenie siądzie...
Żołnierze przytakneli i wkrótce Bonifacy już był w okopie korpusu.
- Jak tutaj doszedłeś ? Przecież kilka kilometrów stąd są Niemcy, dalej Ruscy... Nikt nie przejdzie takiej lini - Stwierdził Look.
- A to zawiła historia... - odparł Bonifacy
- Mamy czas, Niemców nie slychać - stwierdził Look
- A no, zaczęło się od tego, że przyszedl do mnie Konewa z flaszką, nawet nie jedną...
- Koneco ? - Wtrącił Kaczy
- Konewa ***** ! - krzykną Bonifacy i krzywo popatrzyl na Kaczego, sugerując, że zaraz może dojść do rękoczynów.
- Coś mi sie obiło o uszy o nim. Podobno sam okradł całą fabryke spirytusu na pomorzu polskim. 30 Niemców mu nie sprostało ! - Przytoczył Warsaw i słuchal opowieści Bonifacego dalej
- Tak to prawda - potwierdzil Bonifacy - I przyszedł do mnie niedawno z majoną z ów fabryki. Rzecz jasna ugościłem go, bo gośc w dom to Bóg w dom. Niestety, mimo naszego doświadczenia nie pomyśleliśmy o jednym aspekcie - że jest niedziela, sklepy pozamykane a nam się wkrótce skończy alkohol. I ta chwila nastąpiła. Wiecie jak to jest, człowiek pije, ale faza jeszcze nie maksymalna i z chęcią by sie dopił...
- No ale co to ma do tego jak się tutaj znalazłeś ? - Zapytał wrogo nastawiony do Bonifacego Kaczy.
- No posłuchaj do końca. Postanowiliśmy znaleść pogotwie alkoholowe, lub jakiś otwarty monopolowy. Wzieliśmy zapasy i rozdzieliliśmy się, a że Konewa szczytował w swojej fazie zapewne zgubił się gdzieś. Ja natomiast szukałem, szukałem, aż doszedłem do Was chłopcy. Sto ! - i w krtani Bonifacego zniknął kolejny stu mililitrowy alkoholowy trunek.
- Nie wierze !! - Odparł Kaczy - Szedłeś tu tyle dni i nocy, przeszedłeś tyle kilometrów tylko za alkoholem ? A co z Niemcami ? Nie złapali Cie ? - Dodał Kaczy.
- Niemcy to Ci w takich dziwnych plaszczykach co gadali w tym **** języku ? - Spytał Bonifacy.
- Tak - Zaśmiał się Look.
- A no, spotkałem ich. Kamuflowali się ale ich znalazłem. Nie mogłem się z nimi dogadać to sie z nimi napiłem. Z domu wziąłem ze sobą 2 duże flaszki, tak na droge, myślałem, że bede szukał sklepu 10 min... Ale jak spotkałem Niemców to jedną otworzyłem, a Ci mi zaraz przynieśli ich trunki. Jakieś syfskie piwo i ruską wódke. Ale słabe głowy mają bo szybko padli - cały korpus pijany. A ja jako, że nie miałem z kim pić, to odszedłem stamtąd. I tak doszedłem do Was. - zakończył Bonifacy - Pij bo szkłem przesiąknie - Dodał.
Po tej opowieści Bonifacy z całym korpusem opróżniali butelka po butelce, a przy okazji prowadząć krótkie ale ciekawe rozmowy na temat wojska, Polski i wojny.
P.s. Przepraszam za błedy, ale nie mam glowy do ortografii i Worda