Odrzucajac wniosek o wlaczenie e-gamingu w poczet dyscyplin sportowych, mozna sie posluzyc nastepujaca argumentacja, przyznam, ze dosc pokretna.
Otoz wszystkie dyscypliny sportowe funkcjonuja na zasadach dosc abstrakcyjnych, wlasciwie to reguly kazdego sportu sa wyizolowane z rzeczywistosci. Ze wspolczesnymi grami komputerowymi jest zupelnie inaczej - w gruncie rzeczy posluguja sie one pewnymi wariantami rzeczywistosci wyobrazonej (przeszlej, przyszlej i terazniejszej), czerpia pelnymi garsciami z historii, polityki i popkultury.
Wiele gier stawia przed graczem specyficzne dylematy moralne - moze niewielu grajacych spostrzega ten fakt, ale w oczach decydentow z ministerstwa nabiera to innego wymiaru. Wybor juz na samym poczatku - terrorysci czy anty-(CS)? US Army czy Wehrmacht (BF1942 i sporo innych)? Terranie czy jakies zlowrogie scierwa z kosmosu (Starcraft i takie tam)?
W wielu grach niezbednym warunkiem zwyciestwa jest stosowanie, pomimo tego, ze wirtualnej, ale jednak - przemocy. Owszem, zwykly sport jest brutalny, ale wynika to z jego specyfiki - do rywalizacji dochodzi IRL (In Real Life), wiec jasne, ze mozna sie potluc. W grach komputerowych wizualizacja przemocy to wlasciwie nadbudowka, niezbedna wlasnie ze wzgledu na nasladowanie rzeczywistosci, ktorego gracze sie domagaja.
Poza tym - wyobrazcie sobie, ze w ramach takiej dyscypliny sportowej jak e-gaming gracie w FIFA. Oto gra komputerowa przedstawiajaca konkretna dyscypline zyskuje taka sama range. Symulakrum do n-tej potegi
Inna sprawa, ze jest przeciez mnostwo gier, ktore maja pierwszenstwo przed calym tym e-gamingiem: chinczyk, scrabble, monopol itp.
