Teraz jest 24 kwi 2024, 19:20

Strefa czasowa: UTC + 2


Regulamin działu


Kliknij, aby przejrzeć regulamin



Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: 31 sie 2007, 19:37 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
Ksiazka ktora aktualnie pisze :d
Jak wam sie chce to sobie poczytajcie i ocencie ( ps. Za niezgodnosci historyczne nie odpowiadam)

To tyle ile narazie mam zrobione:
MAJ 1939
Wojna wciąż wisiała w powietrzu. Koszary mojej dywizji były jednymi z największych w Polsce.
Tego dnia mieliśmy dostać piętnaście nowych tankietek.
Nazywam się Maciek Trzask. Należę do dziesiątej
brygady kawalerii Wojska Polskiego. Nie jest to taka sobie
zwykła brygada. Mamy pojazdy oraz nie używamy koni.
Stojąc w szeregu na placu apelacyjnym nudziłem się.
Wszędzie wisiały Polskie flagi i emblematy Wojska Polskiego.
Po prawej ode mnie w oddali stał Pułkownik Maczek oraz oficerowie. Mieliśmy wszyscy hełmy na wzór niemiecki- wyglądały jak miska ale bez jednej ścianki.
Rzeszów to piękna miejscowość ale jest tam dużo biedy.
Nasze koszary są właśnie obok granic tego miasta. Bartek, Piotrek i Jasiek to moi przyjaciele z baraku. Razem tworzymy zgrany zespół. Bartek to rosły zawodowy żołnierz. Ja i reszta naszej grupki to poborowi. Wojsko jeździ po miastach i zbiera ochotników. Gdy wjechało na plac trzech krzyży to od razu się tam zapisałem. A teraz właśnie stoję tutaj patrząc na szeregi żołnierzy.
Pułkownik Maczek czyli nasza legenda patrzył wzniośle na nas. Miał twarz typowego komika. Duże oczy i zawsze uśmiechnięty; to właśnie Maczek. Chociaż w cieniu temperatura wynosiła aż 35 stopni Celsjusza to i tak musieliśmy stać w pełnym rynsztunku z karabinami u boku. W oddali usłyszeliśmy odgłos jakby ktoś ciągnął jakieś żelastwo po bruku.
-Już jadą-burknął Bartek do mojego ucha. Był wyraźnie podekscytowany. On właśnie miał być kierowcą takiego cudeńka jak tankietka. TKS to mały czołg wielkości samochodu na cienkich gąsienicach i niesymetrycznej budowie. Ja byłem tylko strzelcem. Miałem inne zadania niż gotowanie się w pancernej puszce. Gdy wszyscy rozglądali się niecierpliwie na boki chcąc wypatrzyć nadciągające tankietki , ja spojrzałem z dumą na mój karabin Wz29 i przycisnąłem go do boku. Na ćwiczeniach uczyli nas jak szybko składać i rozkładać ów broń. Mogłem to robić nawet z zamkniętymi oczami. Jasiek miał dumę jednostki- Wz29 z lunetką snajperską.
Dzięki temu urządzeniu można było z wielką dokładnością trafiać w odległe cele. Jasiek był raczej małego wzrostu, zawsze chodził z wzorowym ekwipunkiem i miał „czyste nawet podeszwy”. Piotrek też mały i podobny do Jaśka musiał pójść na stronę. – Są tankietki! - Krzyknął ktoś z oddali. Popatrzyłem na Bartka a potem na Jaśka udając, że się cieszę. Miałem dosyć hełmu, wysokich buciorów i ciasnego pasa. Dwaj wartownicy otworzyli wschodnią bramę. W oddali zobaczyłem żółto-brązowe kształty. Wśród wszystkich panował duży entuzjazm. Ludzie podnosili głowy, stawali na palcach i przepychali się aby ujrzeć nadciągające maszyny.
- Baczność! - Krzyknął bardzo głośno Maczek po czym zszedł z filaru i stanął na środku placu. Ustawiliśmy się patrząc przed siebie z prostymi jak słup plecami. Dziwne odgłosy które wydawały tankietki rosły na sile. Po kilku chwilach na plac wtoczył się pierwszy pojazd a potem następny i jeszcze następny. Musieliśmy patrzeć wprost więc wiele nie widzieliśmy. Pojazdy zatrzymały się oraz ustawiły pięcioma rzędami po trzy bokiem do mnie. Ze środka wychodzili mechanicy cali w smarze i śmieciach. Z pierwszej tankietki wyskoczył oficer i rozmawiał z Maczkiem.
- Spocznij! - Krzyknął Pułkownik i wrócił do rozmowy.- Ciekawe kiedy dadzą nam się nimi przejechać, nie? - Powiedział szeptem Bartek do mnie. - Może dziś, może jutro a może nigdy - Wymawiając to uśmiechnąłem się i burknąłem - Wiem tyle co ty-.








Wrzesień 1939
Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie i wyszliśmy na apel. To jest rutyna. Codziennie to samo- jedzenie, trening, spanie. Wojsko robi się nudne. Stojąc na apelu w równych szeregach słuchaliśmy uważnie Maczka o taktykach i armiach. - Pamiętajcie wróg może być o wiele silniejszy, ale to nie jest ważne!- Przemówił i usiadł na stołku. Podał dokumenty Sosnowskiemu. Sosnowski to był nasz kapitan. Lubiliśmy go. Zawsze przymykał oko na karty i małe przestępstwa. Na motocyklu przyjechał nasz kronikarz Ludwik Farenstein. Mały Polak niemieckiego pochodzenia zapisywał wszystko co się działo u nas. Jego motor był dla niego jak kochanka. Nawet podobno w nim spał. – Alarm! - krzyknął-Alarm! Niemcy przekroczyli nasze granice i z dużą prędkością przemieszczają się w głąb Polski ! - Odetchnął i krzyczał dalej.-Z rozkazu sztabu Wojska Polskiego wszystkie jednostki są zmuszone do mobilizacji i gotowości bojowej !-Wskoczył na motor w pośpiechu i odjechał przekazać wiadomość do innych szwadronów. - O *****! - Powiedział z osłupieniem Bartek. Myślałem w tamtym momencie o pokoju. Wiedziałem co to będzie za konflikt. Każdy wiedział. Krążyły plotki o stałym zwiększaniu się armii niemieckiej za Hitlera. Hitler jak też każdy wiedział i widział w telewizji był stuknięty. W ekstazie wygłaszał Niemcom bezsensowne treści a oni mu wiwatowali. Każdy również wiedział w tym momencie, że Polska to nie jest główny cel Niemców. Polska to tylko trening. Ludzie pluli niektórzy płakali a niektórzy patrzyli martwo w niebo. Farenstein znów podjechał i zeskoczył w pędzie z motoru.- Westerplatte zostało zaatakowane. Rosja również się mobilizuje. Niemcy są coraz głębiej w Polsce. Lwów jest pod ostrzałem. Setki niemieckich czołgów atakują nasza piechotę. Nasza brygada ma połączyć się z armią „Kraków” i bronić ich miasta. Wyruszamy za moment. Jest to bezpośredni rozkaz wodza naczelnego Rzeczpospolitej Polski!- Wykrzyczał. Farenstein wyglądał jakby zjadł kurczaka w całości. Był blady i zarazem wściekły na twarzy. Wystąpiliśmy z marszu i za Sosnowskim pobiegliśmy do baraku.- Brać tylko najpotrzebniejsze rzeczy! Macie pięć minut!- wykrzyczał i zamknął barak. Podbiegłem do swojego lóżka i z szafki stojącej obok niego wysypałem do plecaka zdjęcia, monety i karty do gry. Nikt się do nikogo nie odzywał. Wziąłem śpiwór i skręciłem go w rulon. Zawiesiłem go na spodzie plecaka. Również zegarek dziadka, furażerka i paczka amunicji znalazły się w plecaku. Był to duży plecak w kolorze khaki z wieloma kieszonkami i haczykami na ważne rzeczy. Założyłem Wz29 na ramię, sprawdzając czy jest naładowany. Byłem już gotowy. Chyba jako pierwszy z jednostki. Przecisnąłem się przez krzątający tłum życząc powodzenia przyjaciołom. Bartek i Piotrek już byli w tankietce.
Otworzyłem drzwi baraku i zobaczyłem jak sztabowcy wtaczają armatę bofors na środek placu oraz jak mechanicy zakładają siatki z liśćmi na baraki. Wszędzie biegali ludzie i ciężko było to nazwać porządkiem. Usłyszałem jak coś terkotało coraz głośniej. Jasiek już stał obok mnie. -I co, chciało się być żołnierzem?-Powiedział sztucznie się uśmiechając. Odwzajemniłem uśmiech i powiedziałem próbując przekrzyczeć hałas -Słyszysz jakiś dziwny odgłos w oddali?- Popatrzył na mnie i potwierdził skinieniem głowy. – Leci bombowiec, wszyscy kryć się!- krzyknął Sosnowski biegnąc w nasza stronę- Maciek Jasiek za mną!- krzyknął wskazując na nas palcem. Podeszliśmy i powiedział już spokojniej- Leci tu sztukas. Nie wiemy czy zna nasza bazę ale spróbujemy go zniszczyć. Ustawcie się z całym szwadronem za wschodnią bramą-popatrzył pytająco a my regulaminowo odpowiedzieliśmy- Tak jest !-odwróciliśmy się bo nagle hałas z oddali przybrał na sile.-Leci jakiś samolot!- ktoś krzyknął i wszyscy padali na ziemię. Jasiek i ja stojąc na środku placu byliśmy łatwym celem. Jaśka zamurowało. – padnij na ziemię!- krzyknąłem i Jasiek przewrócił się na plecy. W tej samej chwili na niskim pułapie przeleciał z zawrotna prędkością samolot. Pod skrzydłami widać było znaki Wermachtu czyli armii Niemieckiej. Myśląc, że wszystko się uspokoiło nagle mnie zamurowało. Tylny strzelec z sztukasa zaczął strzelać do nas i pocisk śmignął mi obok twarzy trafiając jakiegoś kapelana obok mnie. Padł martwy. Pierwszy raz widziałem taki pocisk. Z ciała kapelana zaczęła broczyć krew. Tym razem Jasiek szarpnął mnie i krzyknął – Kryj się do cholery!- a co robię krzyknąłem biegnąc za nim. Ustawiliśmy się pod bramą. Czekali tam już wszyscy. 7tp i tankietki grzały już silniki. 7tp był już normalnym czołgiem z armatą przeciwpancerna więc miał duża siłę bojową. Był pomalowany tak jak każdy pojazd w Polskiej Armii. Sztukas nad bazą którą widzieliśmy siedząc na błotnikach 7tp w oddali, trafił bombą i widać było ogień. Po chwili usłyszeliśmy głuche uderzenie jakby pioruna. Siedzieliśmy z Jaśkiem na boku 7tp. Czołg dawał przyjemne ciepło. Był wrzesień więc nie było już tak ciepło na dworze jak w lecie. Wszyscy byli załamani.-o jest piotrek i Bartek- wskazałem palcem na mijającą nas tankietkę z otwartymi włazami. Z włazu kierowcy wystawała głowa Bartka a z wieżyczki strzelca tułów i głowa Piotrka.
- Witajcie co tam u was na wojence?- krzyknął Piotrek przyjaźnie machając mi i Jaśkowi.-Jakoś jest; a wam w puszce ?-odkrzyknął Jasiek –może być. Bardzo rzuca na 7tpeku?- powiedział złośliwie Bartek. –bywało lepiej- odpowiedziałem kwaśno się uśmiechając. Po kilku godzinach jazdy na boku czołgu w końcu spotkaliśmy batalion zaopatrzenia który też jechał do Krakowa. Z Jaśkiem wgramoliliśmy się na pakę jednej z ciężarówek. Niestety pechem było to, że obok nas leżały skrzynie z amunicja więc przy nawet lekkim trafieniu zginęlibyśmy.-Weź trochę do plecaka- krzyknął Jasiek przekrzykując odgłosy ciężarówki. Skinąłem głową, otworzyłem plecak i zacząłem sypać pojemników po 5 naboi z najbliższej skrzynki. Nasypaliśmy jedna skrzynię po pół i wyrzuciliśmy ją na pobocze drogi. Była to kradzież, lecz logicznie rzecz ujmując w każdej chwili giną żołnierze więc zapotrzebowanie na amunicje maleje. Bartek i Piotrek zniknęli gdzieś po drodze. Jasiek siedział ze smętna miną smarując i czyszcząc bron. Nie wspomniałem też o pistolecie który zdobyłem w kartach. Był to VIS. Piękna konstrukcja. Ciężka, idealnie wyważona lecz czasami zacinająca się. W tym momencie marzyłem o Lugerze. Tak Luger. Jest to niemiecki pistolet z mechanizmem kolankowym. Precyzyjny i nowoczesny. Każdy marzy o Lugerze. Podobno oddziały SAS brytyjskich służb specjalnych zamówiły całe 1000 sztuk tych cudeniek. Najbardziej wartościowe były Lugery należące do oficerów, ponieważ ich rękojeść była wykonana z masy perłowej. Właśnie zamyślając się o Lugerze wziąłem visa i zacząłem go czyścić. Tak spędzając chwile z przystankami na żywienie dojechaliśmy do Krakowa. Zobaczyliśmy najpierw nieliczne budynki a potem coraz więcej i coraz wyższe. W mieście było pusto. Podobno ludzie uciekali na wschód.-Nie damy się szwabom nie?- Spytałem pocieszająco Jaśka.- Nie mam pojęcia- Odpowiedział i popatrzył się podpierając głowę o pięść na ciężarówkę jadącą za nami. Pojazdy zatrzymały się. -Wycieczka zakończona. Wysiadajcie i idźcie do swoich.- Powiedział kierowca ciężarówki rozwiązując sznurki plandeki. Podziękowaliśmy i wyskoczyliśmy. Przed nami rozciągał się widok taki jak Warszawa. Pomyślałem wtedy o domu... o swoim mieście. Po ulicy biegali żołnierze nosząc karabiny, amunicję i różne skrzynie. – Nasze oddziały są na zachodzie miasta. Ruszajmy.- Stwierdził Jasiek, przykręcił lunetkę do karabinu i ruszył marszem. Założyłem broń na ramię i bez słowa pomaszerowałem za nim. Po godzinie doszliśmy do przedmieść. Tu było o wiele więcej żołnierzy. Zamiast jakiś dziwnych oznaczeń mieli nasze ukochane hełmy i czarne płaszcze. Tak to była nasza brygada. Wszyscy się krzątali. Stało już wiele zielonych namiotów. Czołgi i pojazdy były ustawione rzędem i zwrócone na zachód. Znalazłem w końcu Sosnowskiego.-Gdzie jest nasz namiot?-Spytałem. Sosnowski bez słowa pokazał palcem odległy o 50 metrów zielonkawy lecz stary namiot. Pomaszerowaliśmy z Jaśkiem do namiotu. Podniosłem jeden róg i wszedłem do środka. Żołnierze mieli porozstawiane śpiwory i spali lub jedli. W końcu było już grubo po pierwszej w nocy. Rozstawiliśmy „stolik” ze skrzynki amunicyjnej po czym Jasiek wyjął karty i zaczęliśmy grać. – Kareta!- krzyknął Marek. Był to żołnierz z innej dywizji lecz się gdzieś zagubił. Do gry przyłączyli się też Bartek z Piotrkiem. Rozgrywka była nudna i wszyscy byli okropnie przestraszeni wojną. Gdy już się położyliśmy spać to w oddali słychać było głuche dudnienie wybuchów.- Szwabskie sukinsyny...- mruczał Jasiek trzymając twarz w poduszce. Ja patrzyłem się w sufit namiotu i jego poruszanie się przez wiatr.
























Trzy dni później po przyjeździe do Krakowa byliśmy grubo zdenerwowani. Wiedzieliśmy, że Niemcy są coraz bliżej. Jasiek już nawet jednego zestrzelił ze swojego karabinu snajperskiego. Był to dywersant z ładunkami. Wczoraj na sukiennicach przemawiał Maczek. Wiedzieliśmy już co na nas nadciąga. Wiele Panzer I i II oraz opancerzone wozy piechoty.
Właśnie jest piąta rano. -Wyskakiwać! Trzeci szwadron już, już , już!- Krzyknął Sosnowski wskakując do naszego namiotu. Powstawaliśmy. Szybko zapiąłem swoje buty, Podniosłem karabin, powsadzałem łódek z nabojami do kieszeni i zwinąłem śpiwór. Jasiek też był już gotów. Wyskoczyliśmy na dwór. Była mgła i lekki chłód. Wszędzie latali żołnierze. Wielki harmider. Znaleźliśmy Sosnowskiego. Wyglądał jakby nie spał przez tydzień. – Zbiórka, gotuj broń! Bagnet na broń! Do szeregu!- darł się bezlitośnie gdy wykonywaliśmy jak małpy w cyrku jego polecenia. -Pamiętajcie wróg jest silniejszy i ma przewagę! Ale my jesteśmy Polakami! Nie damy się załatwić przez jakiś szwabów!- darł się. Ludzie żegnali się do Boga lub krzyczeli „hurra!”. Popatrzyłem na nich z uśmieszkiem i zobaczyłem jakiś dziwny kształt na horyzoncie. Szturchnąłem Jaśka , który czyścił lunetkę. Natychmiast podniósł karabin i zerknął na kształt. Pojawił się on na pagórku przed nami. Ogólnie nie było wiele widać przez mgłę ale teren był dosyć plaski. W poniedziałek wykopaliśmy okopy więc mieliśmy pozycje obronne. Popatrzyłem na Jaśka który z otwartymi ustami patrzył jednym okiem w lunetkę. Nabrał powietrza i krzyknął na całe gardło- Wermacht, białe krzyże!. Sosnowski podszedł do Jaśka i spytał o potwierdzenie. Jasiek tylko mruknął coś w stylu „***** no!”. Sosnowski krzyknął – Na pozycje! Do okopów!-pobiegliśmy do okopów. Było to zaledwie 50 metrów ale dla mnie to była wieczność. Wskoczyłem do okopu z całą siłą uderzając kością ogonową w ziemię. Jasiek wpadł obok mnie. Wszędzie w okopach siedzieli nasi zachowujący się podobnie. Wystawiliśmy ostrożnie najpierw karabiny a potem głowy. Usłyszeliśmy w oddali skrzypienie gąsienic. Nasze czołgi nie wydawały takich odgłosów. Wydawały takie jak było słychać z drugiej strony. To oczekiwanie mnie dobijało. Już chciałem strzelić. Już zobaczyć czerwoną chmurkę na czarnym mundurze ze swastyką. Dziwny kształt stał tam i stał. Patrzyliśmy na niego jakby to była cała armia niemiecka. Już wiedzieliśmy co to jest.
Sdkfz. 222. Niemiecki pojazd dowodzenia. Widać było też biały krzyż wymalowany na jego boku. Celowałem w tamtą stronę. Sosnowski krzyknął stojąc za okopami- Gotuj się! Celuj wprost!-i sam wskoczył do okopu opierając lufę swojego morsa o ziemię.
Mors to pistolet maszynowy oparty konstrukcyjnie na MP18. Nagle skrzypienie przybrało na sile. Na horyzoncie ukazały się garbate sylwetki Panzer I i wiele piechoty. Sosnowski podniósł rękę. Wszyscy wiedzieliśmy, że gdy ją opuści to trzeba będzie strzelać. Wyglądało, że Niemcy nas nie widzieli. Szli w rozbitym szyku z bronią na ramionach. – dumne walone szkopy... mam cię!- Pomyślałem i wycelowałem w jednego wodząc za nim muszką i szczerbinką. Sosnowski spuścił rękę. Strzeliłem. Mój Niemiec padł martwy. Po pierwszej serii pocisków z naszej strony Niemcy albo padali martwi , albo uciekali w stronę czołgów które się zatrzymały. W tym czasie odezwało się od cholery armat. Wiele naszych dział 37mm oraz 7tp i tankietek oddało strzał. Wiele z Panzerów zapaliło się. Piechota Niemiecka wciąż uciekała. Strzelaliśmy w nich jak szaleni.- Za ojczyznę! Rozpieprzcie ich łby na miazgę! darł się ktoś. Z Jaśkiem strzelaliśmy z taką pasją jak do celu na strzelnicy. Strzeliłem do kolejnego Niemca. Haniebny strzał w plecy... ale co tam. Dobry szwab to martwy szwab. – Chować się!- Krzyknął Sosnowski po czym nad nami usłyszeliśmy gdzieś kopyta. Odgłos stukania kopyt o ziemię przybierał na sile. Po chwili zobaczyłem nade mną najpierw głowę potem tułów a na końcu ogon konia który przeskoczył mój okop w pełnym galopie. Sosnowski wstał rozejrzał się i krzyknął – Trzeci szwadron wstać! Gotuj broń i celuj wprost. Wstałem i popatrzyłem na to co się działo przede mną. Żołnierze Niemieccy uciekali a na nich jechało około pięćdziesięciu kawalerzystów wykrzykujących coś i walących szablami na każdą stronę. Oparłem swoją broń na plecaku. Kawalerzyści mieli na głowach czapki z kwadratową górą. Wyglądały nawet zabawnie. Gonili Niemców i zadawali im rany szablami po głowach i po plecach. Znikli we mgle. Znów usłyszeliśmy odgłosy niemieckich czołgów. Usłyszeliśmy wystrzały. Po około minucie kanonady pokazał się koń. Miał on na siodle kawałek kawalerzysty. Chyba dostał bezpośrednie trafienie. Koń jadł trawę. Krew ściekała po jego białej sierści. Kilku naszych żołnierzy siedzących w okopach zwróciło śniadanie. Po chwili zaczęły wracać konie z jeźdźcami poganiającymi je uderzeniami batów. Kilku kawalerzystów wracało też bez koni. gdy do nas biegli to Sosnowski krzyknął- ogień zaporowy! Pomóżmy im!- Nasza „piechotna kawaleria” biegła ile sił w nogach do okopów. Część z nich padała od niemieckich kul które ich goniły. Oddałem z trzy strzały w mgłę. Oszczędzałem amunicję. Inni nasi też strzelali. Wszędzie śmierdziało gazem prochowym. Kawalerzyści już wskakiwali do naszych okopów. Jeden wskoczył do naszego. Władował się głową w dół między mnie i Jaśka. Wstał na kolana otrzepał spodnie, wytarł twarz w rękaw i popatrzył na nas. Miał okulary, był wysoki i szczupły. Michał Bagno, kawalerzysta Armii Kraków- Przedstawił się i podał nam ręce. Powiedzieliśmy mu kim jesteśmy i spytałem – Co się tam dzieje?-Michał popatrzył ze smutkiem w oczach na horyzont i powiedział:- Idzie tutaj chyba cała dywizja Niemców. Okropnie dużo karabinów, czołgów i innego cholerstwa.- Powiedział spokojnie Michał. Wszystko na polu bitwy ucichło. Słychać było też jakieś niemieckie krzyki. - Strzelać bez rozkazu!- Wrzasnął Sosnowski.-masz jakąś broń?- powiedział Jasiek do Michała.- Zgubiłem karabin ale mam VIS.- odpowiadając wyjął pistolet i załadował. Oczekiwaliśmy na Niemiecki atak. Cisza która nas otaczała była tak denerwująca, że chciałem wyskoczyć z okopu i zacząć strzelać. Usłyszeliśmy głośny krzyk- Feuer!- i odezwały się armaty.- Kryć się!-krzyknął Sosnowski. Zaczęły obok nas uderzać wybuchy. Artyleria niemiecka ciągle strzelała. Siedzieliśmy w okopie i wrzeszczeliśmy ze strachu. Jeden pocisk uderzył tak blisko, że ogłuszyło mnie. Nic nie słyszałem. Wszędzie otoczył mnie jakiś dziwny pisk. Artyleria ciągle strzelała. Ogłuszenie mi przeszło i znów dobrze słyszałem. Ostrzał ucichł. Kilka naszych okopów było zwęglonych. Kilku naszych leżało w kawałkach obok okopów. Mieli pourywane ręce lub nogi. Jasiek zwymiotował. -Sanitariusz! Do rannych!- Darł się Sosnowski. Już ja tych szwabów!- nie dokończył Michał ponieważ usłyszeliśmy gwizdek. Gotuj się!- darł się Sosnowski. Oparłem Wz29 o plecak i celowałem w kierunku Niemieckich pozycji. Utworzył tu się front. Nagle wszędzie nakryły nas ogniem ciężkie karabiny maszynowe. Pociski smugowe przelatywały w wielu miejscach. Kilku naszych oberwało w głowy. Niemiecka piechota czołgała się w oddali w naszym kierunku. Przymierzyłem w jednego Niemca. Wstrzymałem oddech i strzeliłem. Niemiec padł martwy. Schnell! Schnelz das hunde!- darł się szkopski oficer. Zaczynałem nienawidzić Niemców i tej wojny. - Nie oberwę, nie oberwę- mówiłem sobie w myślach. Jasiek i Michał strzelali jak szaleni. Z resztą wszyscy tak strzelali. Jeden pocisk- jeden trup. Niemcy poderwali się i zaczęli biec w naszym kierunku. Za nasze linie podjechały tankietki. W jednej z nich był Piotrek i Bartek. Otworzyły ogień z karabinów maszynowych. Patrzyłem wtedy na Niemców. Padali martwi. Darli się wzywali Boga i matki. Ranni drapali ziemię brocząc krwią. Niektórzy z nich będą umierać parę godzin. Najgorszy jest postrzał w brzuch. Wtedy umierasz z cztery godziny. Ruszyły niemieckie czołgi. Jechały po strzępach swoich żołnierzy. W biegu strzelały do nas i w tankietki. Kilka panzerów zapaliło się. Nasze armaty 37 milimetrów spisywały się. Pancerze Panzerów były za cienkie. Kilka tankietek również zapaliło się. Niemieckie czołgi ciągle toczyły się w naszym kierunku. Z okopów! Uciekać w kierunku miasta! Poderwaliśmy się i pobiegliśmy do miasta. Znowu odezwała się artyleria. Gdy biegliśmy przez nasze linie to wszędzie leżały ciała Polaków. Pociski smugowe przelatywały dookoła nas. Sosnowski biegł obok i popędzał nas. Wskoczyliśmy do naszej drugiej linii gdzie byli Polacy osłaniający nas ogniem. Mgły już nie było. Popatrzyłem na miasto z górki. Było tam wiele pożarów oraz dużo domów zostało zbombardowane. Pociski artylerii ciągle tam wybuchały. Nad nami usłyszeliśmy warkot wielu silników. Popatrzyłem w niebo. Leciała tam cała eskadra bombowców. Wydawało się, że było ich tam ze sto. Leciały blisko siebie na jednakowym bardzo wysokim pułapie. Gdzieś z miasta odezwała się artyleria przeciwlotnicza. Jasiek obserwował bombowce przez lunetkę. - masz popatrz- powiedział mi i przekazał lornetkę. Była to lornetka Carla Zeissa czyli niemiecka. Zdobył ją zabijając dywersanta który takową posiadał. Popatrzyłem na bombowiec. Był szary i miał otwarty luk bombowy. Wszędzie dookoła niego wybuchały pociski artylerii. Wyglądały jak chmurki ognia. Popatrzyłem również na inne bombowce. Wszystkie były takie same. Za nimi były jakieś mniejsze samoloty. Te samoloty strzelały do bombowców. - Jasiek! Tam za nimi lecą nasi!- krzyknąłem i podałem lornetkę Michałowi. Ten patrzył na niebo. Kilka bombowców nagle się zapaliło. Usłyszeliśmy dziwny hałas. Jakby ktoś krzyczał podczas bycia palonym żywcem. Również jeden z Polskich myśliwców został podpalony. Na niebie otworzyło się wiele czasz spadochronów. Bombowce które zostały zestrzelone podpadały z łoskotem w mieście. Nagle z piskiem spadły bomby z bombowców. W mieście zaniosła się fala wielkich wybuchów niszczących budynki i zabijających ludzi. Gotuj się!- krzyknął Sosnowski. Siedzieliśmy w drugiej linii.- Abyśmy to przetrwali. -Powiedział Michał zdejmując czapkę i przecierając sobie czoło chustką. Nadjechały Niemieckie czołgi. Przejechały przez lasek tratując drzewa. Sosnowski krzyknął. - Jesteście grenadierami pancernymi! Pokażcie teraz to do czego jesteście wyszkoleni! Za ojczyznę! Podniosłem się i powiedziałem Michałowi aby został w okopie i patrzył. Czołgi nadjeżdżały. Wyskoczyliśmy z okopów zaskakując Niemców i z krzykiem HURRA! Pobiegliśmy do ich czołgów. Wrzucaliśmy do nich granaty tam gdzie się tylko da. Niestety Niemiecka piechota niestety też tam była. Zobaczyłem kilku Niemców którzy ustawili ciężki karabin maszynowy. - kryć się!- ktoś krzyknął. Była to mądra decyzja. Wskoczyliśmy z Jaśkiem za wrak czołgu gdy odezwały się strzały. Pociski rykoszetowały o pancerze czołgów. Wtedy nasza druga linia ruszyła do boju. Wszędzie odezwały się strzały. Na ziemi obok mnie leżał niemiecki pistolet maszynowy. Podniosłem go i zacząłem strzelać do Niemców. Gdy skończyła się amunicja to podniosłem z ziemi swojego Wz29 i strzelałem. Zabiłem w tamtym miejscu pięciu Niemców. Do naszego czołgu przybiegł Michał z uśmiechem na twarzy.- Atak odparty! Nie ma już w okolicy Niemców. Podobno w oddali tworzy się się jakaś niemiecka dywizja ale na razie mamy spokój. Gdy to powiedział to odwrócił się i popatrzył na Jaśka.- Co mu jest?- krzyknął do mnie. Popatrzyłem na Jaśka i zobaczyłem, że trzyma ramię drugą ręką.- Jasiek? Co ci jest?- powiedziałem kucając przed nim. Jasiek popatrzył na mnie słabym wzrokiem i powiedział szeptem- Oberwałem. Szybko odwróciłem się do Michała i wrzasnąłem. - Masz opatrunek osobisty? - Tak mam. - Odpowiedział i wyjął plazmę, morfinę i bandaż. Obejrzałem ramię Jaśka. Było chyba przestrzelone na wylot. Z dużej dziury sączyła się krew. - Sanitariusz! - krzyknąłem. Podbiegła do nas ładna brunetka z długimi włosami lecz z zasępioną miną. Była to Ewka. Z naszego szwadronu.- Ewka, Jasiek oberwał- Ile czasu temu?-odpowiedziała mi.-Z dwie minuty temu. Daliśmy mu plazmę i opatrzyliśmy ranę.- Ewka podniosła Jaśka na nogi.- Będzie żył. Za kilka dni nawet będzie strzelał.- Sanitariusz! - krzyknął ktoś z kierunku pierwszej linii.- Dobra chłopcy muszę lecieć. Niech on dużo je. Cześć wam!-odwróciła się i pobiegła w kierunku krzyku. Michał popatrzył za Ewką.- szkoda że jest ta wojna- Westchnął i usiadł na ziemi. - masz broń. Powiedziałem i podałem mu niemiecki pistolet maszynowy do ręki. Było to MP40. Obok tego pistoletu leżało ciało Niemca. Podszedłem do niego. Przejrzałem jego kieszenie. Miał dokumenty.-” SS Ubersthurmofizzer Hans Globcke”- przeczytałem.- To SS stwierdził Michał z nutką zdziwienia w głosie.- Tak SS powiedziałem zdejmując lornetkę Carla Zeissa z szyi trupa. W jego portfelu było zdjęcie kobiety i dwójki dzieci. Rzuciłem portfel na ciało i odwróciłem się. A właśnie zapomniałem o Lugerze- pomyślałem i wróciłem do trupa. Noszowi zabrali Jaśka. Kucnąłem przy ciele. Hans Globcke miał przestrzeloną szyję. Ciało śmierdziało krwią. Obejrzałem jego pas. Nie było tam kabury. Zażenowany pobiegłem do noszowych.- Mogę się jakoś przydać? To mój przyjaciel.- powiedziałem do Polaka z czerwonym krzyżem na białym tle widniejący z boku jego hełmu.














Dzień później było całkiem spokojnie. Od czasu do czasu gdzieś uderzały pociski. Siedziałem z Jaśkiem na ławce w dziedzińcu Głównego szpitala w Krakowie. Zdjęli już Jaśkowi temblak. W ogóle on czuje się już lepiej. Wczoraj wieczorem po bitwie chciał już iść na polowanie z karabinem.
-Dobra Maciek, nie chce mi się już tutaj siedzieć.- powiedział Jasiek wstając. Przeciągnął się, odstawił butelkę piwa obok ławki i zapiął guziki munduru polowego.- No chodź!- warknął do mnie. Byłem leniem. Tak dobrze mi się tutaj siedziało. Było nawet ciepło i świeciło słońce.- Już wstaje- mruknąłem i wstałem. No to lecimy- powiedział Jasiek. Poszliśmy do recepcji szpitala, Jasiek się wypisał, wziął swoje rzecz i już był gotów.- Ciekawe gdzie są Bartek i Piotrek - Zapytałem gdy szliśmy ulicą w stronę frontu.- Maciek, niestety. W szpitalu byli obaj.- popatrzył na mnie-nie żyją. Na początku walk dostali w czołowy pancerz bezpośrednie trafienie.- Cholera! Jasna cholera!- zacząłem krzyczeć. Kopnąłem w mur i zbiłem butem szybkę piwniczną. Siadłem na chodniku i zacząłem przeklinać. Wtedy zjawił się Michał. Był ubrany w mundur naszej brygady.- Popatrzył na mnie i zapytał kładąc mi rękę na ramieniu- Stało się coś?- Tak!- szlochnąłem-Michał podszedł do Jaśka i o czymś gadali. Wstałem otrzepałem spodnie i zarzuciłem karabin na ramię.- A więc to byli wasi przyjaciele?- spytał Michał Jaśka- Tak i to najlepsi z całego pułku. – odparłem wtrącając się w rozmowę. Maczek jedzie!- krzyknął Michał. Ulicą jechał Polski łazik fiat 508. Wyglądał jak zwykły samochód, ale był kuloodporny oraz miał Polskie flagi na błotnikach. Stanęliśmy na baczność na chodniku i zasalutowaliśmy. Wszyscy musieli tak salutować. Taka była tradycja brygady. Zobaczyłem Maczka który siedział na tylnym siedzeniu.- Ten to ma szczęście- pomyślałem- Pewnie on przeżyje tą wojnę i nawet karabinu w akcji nie zobaczy. Szliśmy więc do namiotów aby dołączyć do pułku. Podeszliśmy w końcu do nich. Wszędzie leżały Niemieckie i Polskie trupy. Namioty były spalone i tylko pręty podtrzymujące sterczały zwrócone w niebo. Usłyszałem głosy.- Padnij1 Szepnąłem. padliśmy na ziemię nasłuchując tego co się dzieje w okolicy.- Die funf panzerregimente gehe mit uns.- Ja das is gut. Heil Hitler!- Jasiek szepnął- To niemieccy oficerowie. Zdejmiemy ich?- Michał popatrzył na nas a my na niego. – Dobra macie to.- Michał wyjął z plecaka cztery granaty odłamkowe. Jeden taki granacik robił ser szwajcarski z każdego w zasięgu 10 metrów od eksplozji zapalnika. Wzięliśmy z Jaśkiem po jednym granacie oraz Michał wziął jeden.- Jestem tu najstarszy stopniem więc wydam komendę do rzutu. Niemcy ciągle o czymś rozmawiali. Siedzieliśmy na brzegu wału drugiej linii więc nie mogli nas zobaczyć. Wydałem przećwiczone komendy. Odbezpieczyliśmy i rzuciliśmy granaty. – Granade! – wrzasnął jakiś Niemiec. Gdy trzy wybuchy gruchnęły prawie na raz, to my już biegliśmy sprintem w kierunku miasta. Słychać było tylko niemieckie krzyki. Kule karabinowe zaczęły nas gonić. Wskoczyliśmy za kamień. Pięćdziesiąt metrów przed nami jechały konwojem 7tp w kierunku Niemców. Za czołgami szła piechota. Dołączyliśmy do niej. Niemcy zaprzestali ognia. Armaty naszych czołgów odezwały się miażdżąc hitlerowców w naszych byłych okopach. Padliśmy na ziemię. Schowaliśmy się za jakiś spory głaz narzutowy. Jasiek co raz strzelał z pozycji leżącej wychylając się z prawej strony.- Niemcy podciągają armaty!- krzyknął Jasiek i schował się.- Ciężko jest mi trzymać karabin ale jakoś sobie chyba poradzę- powiedział łapiąc się za ranne ramię. Odezwały się setki karabinów gwizdków, dział i krzyków. Zaczęliśmy kontrnatarcie. Wszystko to było oczywiście planowane. Flankować i okrążyć. Ile razy nam to już powtarzali na ćwiczeniach. Wyjrzałem za głaz. Wszędzie leciały pociski.- Wstawajcie i walcie w Niemców!- krzyknąłem do Michała i Jaśka. Podnieśli się i zaczęli strzelać. Wszędzie dookoła nas piętrzyły się łuski karabinowe. Wielu naszych już nie żyło. Usłyszałem znajomy głos Sosnowskiego- Wracamy do miasta! Wycofać się!- Zanim skończył to już biegliśmy do oddalonych na horyzoncie naszych pozycji. Stamtąd działka 37 mm strzelały do goniących nas szkopów. Biegliśmy najszybszym sprintem jakim się dało. Kilku Polaków obok nas oberwało w plecy. – Pomóżcie mi!- wrzasnął jeden do Jaśka. Podbiegliśmy w trójkę do niego. Dostał w nogę. Wszędzie dookoła podnosiły się fontanny ziemi od nabojów. Wzięliśmy pechowca burczącego coś w stylu” dziękuję” i biegliśmy dalej. Ranny nas osłabiał ale dawaliśmy radę biec tak szybko jak ostatni w naszej linii. Niemcy chyba się już wycofali bo nie leciały już strzały. Usłyszałem nagle obok odgłos jakby ktoś uderzył widelcem w metalową miskę. Nasz ranny zawisł bezwładnie nam na ramionach. Zerwałem jego nieśmiertelnik z szyi. Nieśmiertelnik to mała blaszka na łańcuszku na której są dane żołnierza.- „Marek Gendaj”- przeczytałem.-„Urodzony 4 lipca 1929 roku”.- Młody był- powiedział Michał gdy już biegliśmy do linii.- Za młody na to co tu się dzieje- Odpowiedział Jasiek i popatrzył na mnie. Ja sam miałem siedemnaście lat. Jasiek miał prawie osiemnaście a Michał z dwadzieścia. Wskoczyliśmy do jednego podłużnego okopu. Kilku Polaków miało UR. Był to karabin przeciwpancerny który niszczył czołgi z odległości stu metrów. Wiele naszych ustawiło również ciężkie karabiny maszynowe. Postawiłem swojego Wz29 na podpórce z plecaka, wyjąłem kilka łódek z nabojami i rzuciłem je obok plecaka. Michał i Jasiek zdjęli hełmy i gadali o czymś.- Czy to jest możliwe?- krzyknąłem.- Zdawało mi się, że w oddali właśnie Siedzi Bartek i czyści lufę MP40. Podbiegłem do niego przepychając się przez naszych. Za mną ruszył Jasiek i Michał. Podszedłem bliżej Bartka. Patrzył tępo na mnie a ja na niego chyba tym samym wzrokiem.- Jasiek, czy na pewno Bartek i Piotrek zginęli?- Jasiek nie odpowiedział.-Patrzył zdziwiony na Bartka jakby zobaczył ducha. – To jest ten wasz kumpel?- Powiedział Michał chcąc rozładować napięcie.- Tak.- odpowiedziałem.- Bartkowi wypadła broń.-Myślałem, że nie żyjecie- Powiedział Bartek jękliwym głosem.- Ja słyszałem, żeście z Piotrkiem zginęli a więc jak to było?- Powiedział Jasiek oskarżycielskim tonem. Bartek odłożył broń i westchnął.- Piotrek nie żyje. Po tym jak dostaliśmy w pancerz to nasza tankietka uległa częściowemu zniszczeniu. Tam gdzie siedział Piotrek walnął dokładnie pocisk. Urwało mu nogi i kawałek tułowia. Ja tylko straciłem przytomność ale pomyśleli, że jestem trupem i zabrali mnie z Piotrkiem do szpitala na pochowanie. Gdy się obudziłem to byłem na ławce w poczekalni ze swoim karabinem i wszystkim. Wstałem i wyszedłem, dotarłem do naszych linii obwodowych i jestem tutaj. Sosnowski mówił, że nie żyjecie.-Sosnowski to powiedział, gdzie on jest?-spytałem.- Nie mam bladego pojęcia, gdzieś na tej linii.- odpowiedział Bartek.- Ty żyjesz- powiedział Jasiek jakby nie trafiła do niego cała rozmowa.-Tak żyję i mam się średnio dobrze. Piotrka szkoda, ale taka jest żołnierska dola. Dobra wskakujcie chyba będzie atak- Bartek wstał i wskoczył do okopu z MP40. Za nami ustawiły się polskie motocykle Sokół. Miały one „kubeł” na dodatkowego członka załogi motoru wyposażonego w automatyczny karabin browninga. Wiele tankietek i 7tp również ustawiło się za naszymi liniami. Podciągnięto armaty 37mm. Patrzyłem wtedy już na Niemieckie przypuszczalne natarcie złączając szczerbinkę z muszką w idealnej pozycji do strzału na 150 metrów. Usłyszałem Sosnowskiego- Strzelać bez rozkazu jak tylko zobaczycie wroga!- Popatrzyłem na Jaśka potem na Bartka a następnie na Michała. Wszyscy byli napięci jak struna oczekując wrogów. Po dziesięciu minutach nic się nie działo. Przeleciała kolejna fala bombowców zasypując Kraków który widzieliśmy z górki wieloma bombami. Również nasza artyleria przeciwlotnicza strzelała do bombowców strącając cztery z nich. Jeden spadł nawet niedaleko nas. Zdjąłem hełm i w nim ugotowaliśmy zupę jarzynową. Nudziło nam się. Hełmy miały wiele praktycznych zastosowań. Nie służyły tylko do tego do czego były zrobione: do walki. Utrudniały widoczność i słyszalność czyli dwie bardzo ważne rzeczy na polu walki. Od długiego czasu nic nie jadłem. Byłem głodny chyba jak każdy, więc wypiłem zupę jak najszybciej aby zrobić drugą porcję. Takim właśnie sposobem przeczekaliśmy w okopie do wieczora. Niebo było czarne jak smoła. Świerszcze grały swą muzykę pośród traw. Lecz nie mogliśmy cieszyć się ciepłą nocą i pięknymi odgłosami zasypiającego życia. Musieliśmy siedzieć z karabinami w całkowitym pogotowiu. Z Jaśkiem graliśmy po cichu w pokera. Usłyszeliśmy długi gwizd.- Gotuj się! Wrzasnął Sosnowski. Załadowaliśmy nasze karabiny.- Bagnet na broń!- Krzyknął. Niektórzy mieli pistolety więc nie mogli założyć bagnetów na broń. Wyjąłem bagnet z cholewy. Wytarłem go o spodnie i zaczepiłem pod lufa Wz29.- Schnell! Fur Furer!- usłyszeliśmy w oddali. Sosnowski podniósł rękę. Teraz każdy patrzył kątem oka kiedy ją opuści. Odgłosy Niemców przybrały na sile. Ciągle słychać było warkot silników i przekleństwa. Zobaczyłem na horyzoncie sylwetkę motoru jadącego na nas. Za motorem i obok niego pojawiły się figury pozostałych. Teren był dość płaski więc Niemcy powinni nas zobaczyć, lecz jechali jak jakaś szarża. Naliczyłem czterdzieści pięć motorów. Zatrzymały się, ustawiły w klin i ruszyły zasypując nas gradem kul. Sosnowski opuścił rękę. Wszyscy i wszystkie pojazdy oddały strzał prawie na raz. Motocykle stawały w ogniu. Wszystko wyglądało jakby fala ognia leciała w naszą stronę. Tak, pociski zapalające. Wśród tego ognia koziołkowały motory i biegali palący się ludzie. Nie strzelać! Niech się palą!- Wrzasnął Sosnowski. Zaprzestaliśmy ognia i patrzyliśmy na ten makabryczny widok. Nagle z tej ściany ognia jak diabły wynurzyły się wrogie czołgi. Było ich okropnie dużo.- Ognia!- Wrzasnął Sosnowski. URy dzielnie rozpruwały niemieckie panzery II. Wiele czołgów zatrzymało się w ogniu. Nasze armaty 37mm waliły w szkopskie pojazdy jak szalone. Położyliśmy się na dno okopu. Nagle jakiś obiekt zastukał obok mnie.- Granat!- Wrzasnąłem i wyskoczyłem z okopu. Za mną wyskoczyli Bartek Jasiek i Michał. Biegliśmy za nasze czołgi. Wszędzie świszczały kule a pociski rozbłyskowe przecinały niebo żółtymi wstęgami. Wskoczyłem za 7tp. Bartek i Jasiek wskoczyli za tankietkę po prawej ode mnie. Michał podbiegł i wskoczył obok mnie. Kule stukały o pancerz czołgu. Co chwilę wychylaliśmy się zza czołgu i strzelaliśmy. Usłyszałem długi gwizd. Następnie zrobiło mi się gorąco od strony czołgu. Ogłuszyło i odepchnęło w stronę Krakowa. Michał podbiegł do mnie. Słyszałem jakby w zatyczkach i nic nie rozumiałem. Popatrzyłem na 7tp za którym się osłaniałem. Poruszyłem lewą ręką. O cholera jasna! – wrzasnąłem na cały głos. Jasiek i Bartek po chwili podbiegli. Patrzyli na mnie i ciągle cos mówili. Nic nie słyszałem. Podbiegli dwaj noszowi i wsadzili mnie na nosze brzuchem w dół. Poczułem, że z ramienia cieknie mi coś ciepłego. Wyjrzałem i zobaczyłem strużkę czerwonego płynu sączącego się przez materiał. Noszowi biegli jak szaleni. Zobaczyłem obok również biegnących moich przyjaciół. W ogóle wszyscy Polacy uciekali. Popatrzyłem zza pleców noszowego. Było tam widać już małe chałupy. Przedmieścia Krakowa. Ogłuszenie powoli mi przechodziło. Przed nami waliły nasze armaty dając zasłonę ogniowa. Domyślałem się, że gonią nas czołgi.- Dam sobie radę! Krzyknąłem wciąż lekko niedosłysząc.-Dobra – Powiedział pierwszy noszowy po czym postawili mnie na nogi i biegli dalej.- Maciek chodź!- Krzyknął Jasiek w biegu mijając mnie. Biegłem ile tylko sił w nogach. Wbiegliśmy na ulicę. Dwa przewrócone tramwaje blokowały przejazd. Sosnowski już tam był i wymachiwał VISem. Podbiegliśmy w wskoczyliśmy za tramwaj. Oparłem się plecami o chłodny metal. Ramię mnie strasznie piekło.-Pomóżcie krzyknąłem do Bartka i Michała którzy właśnie dobiegali. Jasiek już strzelał z karabinu z lunetką. Podbiegli do mnie, rozdarli rękaw munduru i popatrzyli na ranę.- Nie przeszła na wylot. Musze ja wyjąc.-Powiedział pewnym tonem Bartek.- Opatrunek osobisty?- spytał mnie.- W plecaku- odparłem sycząc z bólu.- Nie martw się Maciek. Jasiek podobno miał gorzej- Powiedział Michał pocieszająco. Bartek odkaził sobie palce i zagłębił je w ranę. Sądziłem, że wtedy wydałem zwierzęcy ryk i miałem rację. Bolało jakby ktoś mi to przypalał żywcem.-Wytrzymasz?- Powiedział Bartek- Dam radę syknąłem przez zaciśnięte zęby.
Odłączyłem bagnet od karabinu i dałem go Bartkowi do ręki- Masz tym będzie szybciej- powiedziałem. Bartek skinął głową i zabrał się do pracy. Po wielu boleściach w końcu wyjął odłamek gąsienicy. Polał ranę wodą utlenioną. Było to gorsze niż wyjmowanie czegoś z ciała. Trzymali mnie abym się nie rzucał. Myślałem, że zaraz zemdleję z bólu. Cała rana zapieniła się a następnie woda utleniona powoli ściekła jako już zwykła woda. Dostałem w biceps. Jasiek również, tylko że nabojem i to na wylot. Michał przewiązał mi ramię bandażem, który po chwili nasiąkł krwią.- Czy to zatrzyma krwawienie?- Spytał Michał Jaśka.- Tak- usłyszałem odpowiedź. – Podniosłem i oparłem karabin. Musiałem robić to bardzo ostrożnie, bo rana piekła jak diabli. Usłyszeliśmy odgłosy gąsienic. W pyle od wybuchów zarysowały się sylwetki Panzerów II. Nasza armata 37mm ukryta pomiędzy tramwajami czekała właśnie na taki moment. Oddała strzał. Jeden czołg zapalił się.- Scheisse! Polen!-Krzyczał któryś z wrogów. Sosnowski patrzył na wroga nadciągającego całą falą przez ulicę. Wszędzie były pożary które rozświetlały ogarnięte nocą miasto. Sosnowski wstał założył karabin na plecy i wrzasnął- Uciekamy! Wróg ma zbyt dużą przewagę. Zejdziemy się w południowej części miasta z Armią Kraków.- Po tym przemówieniu wstaliśmy i zaczęliśmy biec. Musieliśmy w wielu miejscach przeskakiwać ciała poległych obu stron. Medycy zbierali nieśmiertelniki.





Weszliśmy za Sosnowskim do Dużej hali. Przez szkalne podsufitowe okna padało światło księżyca. Przedzieraliśmy
się przez Kraków od dwóch godzin. Stracilismy połowę ludzi z kampanii. Zebraliśmy dwóch jeńców Niemieckich. Wszyscy posiadali na jakimś wolnym miejscu. Wyczyściliśmy broń i byliśmy gotowi znów na walkę. Po lekach Ewki ból ramienia przestał być odczuwalny. Jasiek zapalił papierosa i zakrztusił się nim. Michał rozmawiał z Bartkiem. –Jasiek zgaś to bo śmierdzi.- Powiedziałem spokojnie.- Musze jakoś się odprężyć- Odparł zaciągając się dymem. Wyrwałem papierosa z jego ust i zmiażdżyłem butem. Jasiek popatrzył na mnie z dziwna miną.- Powiedziałem abyś nie palił- Powtórzyłem mu.- Zrozum, pogorszą się twoje możliwości fizyczne i koncentracyjne. I tak mamy dużo szczęścia, że żyjemy.-E tam. Jak i tak umrę to umrę.-Nie umrzesz!- Wrzasnąłem do niego rozpaczliwie. Zawsze myślałem, że śmierć na wojnie mnie nie dotyczy. Patrzyłem na umierających centymetry ode mnie a i tak myślałem, że ja i moi przyjaciele przeżyją.- Jasiek nie przejął się krzykiem. Otworzyły się drzwi. Kilku naszych wycelowało tam karabiny. Wyjąłem VISa. Do środka wtoczył się Sosnowski z obstawą. Do środka weszli jeszcze nasi strzelcy prowadzący jeńca.- Co z nim zrobimy?- Wrzasnął z furią w głosie Sosnowski Podchodząc do Jeńca.- Co mam z tobą zrobić sukinsynu?- Wrzasnął na twarz Niemca następnie go kopnął. Niemiec padł na kolana i zaczął powtarzać rozpaczliwym szeptem „Nicht Schissen”. Miał czarne krótkie włosy i był mniej więcej w moim wieku. Sosnowski wyjął i odbezpieczył VISa przed twarzą Niemca.-Co on takiego zrobił?- Krzyknął poważnym głosem ktoś z sali. Wszyscy umilkli. Setka oczu patrzyła się na Sosnowskiego oczekując odpowiedzi.- Zabił trzech moich przyjaciół!- Wrzasnął złowrogo i napluł na Niemca. Ten skulił się i powtarzając jak mantrę nicht schissen objął nogi Sosnowskiego. Oficer w podzięce kopnął Niemca w twarz. Krew z nosa jeńca polała się powoli na posadzkę. Zrobiło nam się go szkoda. Wszyscy patrzyli na Sosnowskiego oczekując na strzał. Ten przymierzył blisko w teraz płaczącego wroga i powoli zaczął naciskać spust. Niemiec żałośnie załkał.- Stój!- Wrzasnął jakiś żołnierz.- Sosnowski odwrócił się w kierunku głosu i wrzasnął- Masz czelność mi rozkazywać?- Znowu wycelował w twarz chłopaka.- Zostaw go do cholery!- Wrzasnąłem. – Trzask on teraz zginie przez ciebie. Sosnowski zaśmiał dziko. Wtem wszyscy rzucili się na Sosnowskiego. Ten zaczął osłaniać się dookoła i grozić nam pistoletem.- Nie macie prawa! Aresztuje tego co mi wejdzie w drogę. Niemiec leżał plackiem na ziemi i łkał. Pobiegłem z innymi po karabin. Otoczyliśmy szczelnie Sosnowskiego i Jeńca z wycelowanymi karabinami w pierś naszego oficera.- Zdrada! Będziecie za to wisieć!- Wrzasnął maniak i celował w nas. odwrócił się i strzelił w głowę Niemca. Łuska spadla ze szczękiem na ziemię. Ktoś oddał strzał. Sosnowski padł martwy z kulą w sercu. – Jest tu jakiś oficer?- Krzyknął ktoś z tłumu. Głos był znajomy. Do środka koła wszedł Ludwik Farenstein. Popatrzył na nas.- Kto miał takie słabe nerwy i zabił Sosnowskiego?-. Nikt nie wystąpił z szeregu. To był Bartek ale nikt nawet nie pisnął o tym.- Ten zabójca ma się przyznać do zabójstwa. Kto jest teraz nowym dowódca szwadronu?- Popatrzył na nas. Popatrzył na moje odznaczenia. Jak wół miałem na ramieniu odznaczenie starszego sierżanta. Podszedł do mnie i wrzasnął- Baczność! Słuchajcie żołnierze! Ten tutaj-Łypnął okiem na mój nieśmiertelnik- Maciej Trzask jest teraz waszym nowym kapitanem. Gratuluje awansu.- Zasalutował. Również zasalutowałem i nałożyłem kurtkę Sosnowskiego. Była to kurtka kapitana. Farenstein przebił się przez tłum i jeszcze w wyjściu zbierając oddział patrolowy krzyknął- Proszę napisać raport i dać do sztabu!- Wyszedł. Popatrzyłem ze zdziwieniem na Jaśka któremu papieros wypadł z ust. Bartek patrzył tępo w wyjście z hali.- Co rozkazujesz?- powiedział z szyderstwem w głosie Michał.-Zawachałem się. Nie wiedziałem co robić. Stanąłem w środku koła i schowałem VIS oraz zawiesiłem Wz29 na ramię.- Odpocznijcie jeszcze dwie godziny i dalej przedzieramy się do północnego Krakowa. –Powiedziałem niepewnie do wszystkich i przebiłem się przez pierścień żołnierzy. Usiadłem na swoim miejscu i powiedziałem- Sprzątnijcie ciała.- Bartek, Michał i Jasiek podeszli do mnie.- Jestem mile zaskoczony- powiedział Michał.- Nasz przyjaciel jest naszym dowódcą! Maciek więc nie będziesz nas się czepiał za małe przewinienia? -powiedział Michał. Zignorowałem go. Popatrzyłem na Bartka. Ten odezwał się pierwszy.- To ja go zastrzeliłem.- stwierdził cicho spuszczając głowę.- To wiem, ale dlaczego go zabiłeś?- Zapytałem spokojnie.- Sosnowski był świetnym dowódcą a ja nie planowałem nami dowodzić i sądzę, że sobie nie poradzę.- Zastrzeliłem go, ponieważ przesadził. Ludzi nie zabija się ze złości. Mirek powiedział mi, że był przy tym. Ten chłopak był niemieckim snajperem. Zabił jednego z kumpli Sosnowskiego a potem go złapali sądząc jeszcze o dwa zabicia. Resztę znasz.- Popatrzył na nas przepraszająco.- To się nigdy nie powtórzy- powiedział ze szczerym tonem Bartek. Nie napiszesz o tym w raporcie, prawda?- Popatrzył na mnie z krzywym wyrazem twarzy.-Nie napiszę.- Powiedziałem i wstałem. Idźcie teraz odpocząć- Powiedziałem do przyjaciół. Odwrócili się i poszli. Wziąłem kawałek kartki od sekretarza i napisałem ręcznie raport. Popatrzyłem na kartkę- było to nieczytelne pismo. Jeśli po wojnie to odczytają to po mnie ale co tam.- pomyślałem i oddałem gońcowi kartkę. Goniec wybiegł z hali mocno trzaskając drzwiami. Teraz dopiero usłyszałem wybuchy w oddali. Chyba Niemcy dawali nam niezłego łupnia. Po dwudziestu minutach wrócił goniec. Kapitanie!- powiedział zdyszany-Niemcy nas atakują wszystkimi siłami na tym odcinku frontu. Rozkaz od samego Maczka- powiedział wręczając mi kartkę papieru z Polskim godłem na tle. Wstałem i spojrzałem w okna pod sufitem. Już świtało. Ciarki mnie przechodziły gdy myślałem o tym co nadchodzi. Miałem właśnie według rozkazu przeprowadzić tych ludzi na południe miasta i połączyć się z innymi szwadronami. Wyglądało to na wycofanie. – Ile teraz ludzi zginie? Każda śmierć będzie moją winą.-Pomyślałem tępo patrząc się na rozkaz. Zebrałem podoficerów. Wszyscy wyglądali na przerażonych. Nie dziwię się im. W nocy zostaliśmy zdziesiątkowani. – Panowie prowadźcie wasze kampanie wprost na południe do zgrupowania naszej armii. Rozejdziemy się i różnymi ulicami przedostaniemy się do punktu zbioru. – powiedziałem. Usłyszałem w odpowiedzi „Tak jest obywatelu kapitanie”. Jeden z podoficerów wręczył mi pęczek okrwawionych blaszek identyfikacyjnych.- Nieśmiertelniki poległych ostatniej nocy kapitanie Trzask. Melduję się Miron Chuzelski!- powiedział salutując i wrócił do małego szeregu.- Dobra możecie iść przygotować się do boju.- Powiedziałem powoli. Ciarki przeszły mnie po plecach. Jasiek, Michał i Bartek stanęli obok mnie.-To co w bój?- Powiedział podniecony Jasiek i przeładował Wz29.- Tak w bój- odpowiedziałem bez entuzjazmu.- Maciek obniżasz morale- powiedział mi do ucha Bartek. Miał rację. Ludzie gapili się na mnie. Nigdy nie chciałem być oficerem ale cóż taka żołnierska dola. Popatrzyłem na swój zegarek kieszonkowy. Wybiła szósta rano. – Gotuj się!- Krzyknąłem. Ludzie zaczęli podnosić swoje rzeczy. – Za mną!- Krzyknąłem, otworzyłem kopniakiem drzwi i wyleciałem na ulicę. Wszędzie były pożary i gęsty czarny dym zasłaniał całą widoczność.- To nam daje pewną szansę-Pomyślałem ucieszony i zacząłem biec z kompasem. Południe było w prawo. Skierowałem tam wszystkich i sprawdziłem halę. Była pusta jakby nic i nikt nie urzędował tak w nocy. Biegliśmy tak więc.




Po drodze straciliśmy pięciu ludzi. Snajperzy. Nogi nas bolały. W końcu przeszliśmy wiele kilometrów. Wybiegliśmy z dymu na łąkę. Tu stały 7tp, działa oraz namioty Wojska Polskiego.
- Wreszcie dotarliśmy!- Krzyknął uradowany Jasiek patrząc na palące się miasto w oddali. Oddałem już nieśmiertelniki. Oficerowie pogratulowali mi, i oddałem dowództwo nad naszym szwadronem jakiemuś Górskiemu. Czekały na nas już ciężarówki. Weszliśmy do jednej i zamknęliśmy burtę. Z nami był Górski. Miał twarz nalaną z czerwonym wielkim nochalem. Wyglądał komicznie.-Kraków przejęty przez wroga wycofujemy się do Myślenic!- Krzyknął do nas. Skinęliśmy głowami potwierdzając. Na drodze krajowej był okropny tłum ludzi. Nieśli walizki uciekając na Wschód. Czasem zatrzymywaliśmy się i zabieraliśmy kilku chłopaków. Mieli znaleźć broń i stroje sobie sami.- Jak znajdziecie to nakładajcie Polskie hełmy. Już kilka razy strzelali do nas nasi.- Powiedział bez entuzjazmu Górski i z zawrotna szybkością cała flaszka wódki znalazła się w jego gardle.-Ale tych ludzi!- Powiedział z przejęciem Bartek wskazując palcem na idącą poboczem grupę uciekinierów.- Trochę ich jest.- Powiedziałem krzywo się uśmiechając. Jasiek zapalił papierosa i zaczął czyścić lunetkę. Byliśmy cali spoceni, brudni i śmierdzieliśmy krwią. Nagle kolumna się zatrzymała. 7tp i tankietki wycelowały w niebo. Na dachu naszej ciężarówki postawili ciężki karabin maszynowy Bofors. Wyskoczyliśmy z paki i załadowaliśmy broń.- Co się dzieje?-powiedział niepewnym głosem Michał.- Sądzę, że sztukasy lecą.- Powiedział Bartek.- Słyszycie?- Pokazał palcem na małe plamki na niebie. Robiły się coraz większe. Usłyszeliśmy piekielne wycie. Ukryliśmy się pod ciężarówka i czekaliśmy. Sztukasy zaczęły szyć do nas z karabinów maszynowych dużego kalibru. Odezwały się nasze maszyny. Jeden sztukas zawinął świecę w powietrzu i spadł jak rażony gromem. Następny sztukas znalazł się w płomieniach. Wyskoczyli z niego dwaj spadochroniarze.- Szwadron brać ich żywcem!-krzyknał Górski i wybiegliśmy do odległych o dwieście metrów spadochronów. Usłyszałem wybuch. Jeden z 7 tp palił się. Został tylko jeden sztukas który rozbił się w lesie po ataku. Podbiegliśmy do dwóch Niemców. Hendekoch hunde!- Wrzasnął Górski. Wycelowaliśmy w Niemców. Jeden z nich rzucił Lugera na ziemię. Luger!- od razu pomyślałem o tym pistolecie. Drugi szwab nie chciał puścić broni tylko w nas celował i coś skamlał. Górski wrzasnął do Niemca- Schnell!. Niemiecki pilot w przestrachu wystrzelił. Jeden z naszego szwadronu padł martwy z kulą w czaszce. To był Miron Chuzelski który dał mi nieśmiertelniki-przypomniałem sobie w myślach. Nagle jak w szale uderzyła mi krew do mózgu. Niemiec dalej celował w nas. Zacząłem biec na niego. Reszta puściła się za mną. Niemiec załadował i kliknął spust na metr przede mną. Luger się zaciął. Niemiec padł na kolana i zaczął skomleć. Podbiegłem i uderzyłem go w szyję kolbą karabinu. Krew polała się z ust wroga. Padł prawdopodobnie martwy. Podniosłem Lugera i wsadziłem do plecaka.- Jasiek i reszta patrzyli na mnie z niedowierzaniem. No bo jak to? Spokojny Maciek zabił bezbronnego wroga? Niemożliwe a jednak. Wróciliśmy do konwoju z jednym lotnikiem jako jeńcem. Inne grupy również znalazły kilku. Górski zaczął pytać szkopa o różne rzeczy a następnie zdzielił Niemca butelką w twarz. Butelka pękła i na twarzy Niemca pociekły strużki krwi. Jedno oko wypłynęło. Nie mogłem już tego wytrzymać. Zwymiotowałem na asfalt.- Maciek nic ci nie jest?- Podbiegł z pomocą Michał.- Nie nic. Tylko się chwilkę gorzej poczułem. Popatrzyłem na Górskiego. Stanął nad leżącym aryjczykiem i strzelił mu z VISa w twarz.- Cholerny sadysta!- Krzyknął Bartek z ciężarówki. Górski tylko wzruszył ramionami i wsiadł na pakę jakby nigdy nic nie zrobił. Po kilku godzinach drogi dotarliśmy do Myślenic. Górski po drodze uderzał butelką od piwa w głowę kierowcy, więc było nam ciężko dojechać bez co najmniej dziesięciu wypadnięć z drogi. Wjechaliśmy na pusty rynek i przetoczyliśmy się konwojem przez miasto. Dowiedzieliśmy się, że będziemy bronić lotniska z kilkoma myśliwcami oraz bombowcami „łoś”. Powstawaliśmy na pace i patrzyliśmy na fortecę, która rozciągnęła się przed nami. Wieże obserwacyjne, armaty, ogromna liczba ludzi, karabiny maszynowe oraz nasze pancerne posiłki. Według mnie, mamy szansę!- Powiedział radośnie Michał siadając na pace. Również usiedliśmy. Dojechaliśmy na miejsce. Otworzyliśmy burtę ciężarówki i podawaliśmy skrzynki z amunicją, jedzeniem i medykamentami. Po tej pracy wyskoczyłem z ciężarówki.
Wszyscy wzięli swoje ekwipunki i zebraliśmy się szwadronem przed Górskim. Nie lubię Górskiego. Wojny po pijaku nie wygrasz.- Jak to mawiał mój dziadek. Obok nas zjawiła się Ewka udzielając pomocy naszym rannym. Górski potarł swój nochal i przemówił całkiem przytomnie- Czekamy na Niemców. Przypuszczalny atak wroga- Jutro w około pierwszej po południu! Rozeszliśmy się. Bartek rozłożył namiot, Ja wyjąłem jedzenie i mieliśmy małą ucztę. Również czyściliśmy broń. Lecz wszystkie te czynności wykonywaliśmy w milczeniu. Nawet gdy Ewka przysiadła się do nas, to byliśmy mało rozmowni. Rozebrałem Lugera na kawałki chcąc poznać jego konstrukcję- była okropnie skomplikowana. Wszystko było ruchome. –Będzie trzeba o to dbać.-Pomyślałem i złożyłem pistolet. Zapadła noc. W oddali rozbłyskały wybuchy i dochodziło do nas głuche dudnienie. Wdrapaliśmy się grupką na wieżę od strony miasta. Bartek przeładował MP40 w całkowitej ciszy.
Czekaliśmy. Uważnie rozglądałem się na wszystkie strony wypatrując dywersantów. Po około godzinie oczekiwania strzały artylerii przybrały na sile. Na środek lotniska zaledwie pięćdziesiąt metrów obok mnie wzniósł się gejzer ziemi.- Jesteśmy pod ostrzałem! Kryć się!- Darł się jakiś oficer w oddali. Na wieży nie miało się jak ochronić. Po prostu musisz mieć szczęście i nie dostać pociskiem. Popatrzyliśmy się na siebie w przestrachu. Nagle Jaśkowi wypadła broń. Usłyszeliśmy moment później wystrzał. – Snajper!-Wrzasnał Jasiek próbując przeładować. Kula tkwiła w trzewiach jego karabinu. Był bezużyteczny. Przeładowałem i szybko się wychyliłem. Wszędzie było widać tylko ciemne krzaki. Usłyszeliśmy huk. 7tp strzelił w snajpera. Widać, zauważyli rozbłysk przy strzale. Zaczęli biec na nas Niemcy. Cała dywizja. Usłyszałem również Niemieckie czołgi. Rozpoczęła się rzeź piechoty wroga. Padali od naszych strzałów jak cele na strzelnicy. Kilku naszych wybiegło i wzięło do niewoli rannych wrogów. Michał jak oszalały walił w Niemców pocisk za pociskiem, magazynek za magazynkiem. Powoli brakło mi amunicji. Zeszliśmy z wieży do baraku ze sprzętem. Wielu żołnierzy pobierało tam amunicję w kolejce. Stanęliśmy w niej i czekaliśmy. Bartek przeklął. Był okropnie niecierpliwy. –Bartek uspokój sie.-powiedział po cichu Michał trącając barkiem żołnierza.-Bartek przeklął po cichu i stał dalej. Obok nas na ławeczce siedział Jasiek borykając się z karabinem.-Zajmij mi miejsce!- Krzyknąłem do Michała i wydostałem się ze sznurka ludzi. Usiadłem obok Jaśka i popatrzyłem na jego broń.- Już nic z niej nie będzie!- Szlochnął.-Jasiek, uspokój się. Pokaż mi tą broń- powiedziałem spokojnie i wyrwałem mu jego „zabawkę’ z rąk. Przeładowałem. Podniosłem osłonę zamka i zobaczyłem problem. W środku tkwiła kula. Przebiła iglicę i utkwiła w mechanizmach. Włożyłem tam palec i usmarowałem cały smarem. Przekląłem i wyjąłem nóż z cholewy. Wydłubałem niemiecką niespodziankę wyrzucając ją na ziemię. – Maciek, to nie wystarczy- Powiedział ze smutkiem Jasiek i zabrał mi karabin. Wskazał palcem lunetkę. Popatrzyłem przez nią i zobaczyłem siatkę pęknięć. Była bezużyteczna. Mój przyjaciel wyjął nóż i podważył lunetkę, ta ustąpiła i z łoskotem uderzyła o betonową posadzkę baraku. Podszedł Bartek z kilkoma paczkami amunicji i dał mi mój przydział amunicji. Schowałem cenny pakunek do plecaka od razu ładując jedną łódkę z nabojami do karabinu.- I co? Nie mam broni!- Krzyknął Jasiek, gdy Michał przekazał mu jego przydział. Znajdź jakąś w demobilu za płotem- Powiedział szyderczo Bartek. Siedzieliśmy oczekując kolejnej fali natarcia. W oddali grzmiały armaty. Niebo raz po raz rozświetlało się jak przy fajerwerkach. W okolicy świerszcze hałasowały niemiłosiernie. Michał nawet zaproponował strzelanie do tych owadów. Usłyszałem jedynie ogłuszający pisk. Następnie było światło i ciemność.



























Następny ranek był zimny. Nie otwierałem oczu. Poczułem jak po nosie spływa mi kropla rosy. Chyba rosy. Otworzyłem oczy i oślepił mnie blask. Przede mną palił się wrak polskiego myśliwca. Było okropnie gorąco. Wróciło mi czucie w palcach. Usiadłem na ziemi. Duszący dym wywołał u mnie kaszel. Wszędzie leżały ciała poległych. Niektórzy jeszcze się ruszali, lecz byli ciężko ranni. Wstałem na nogi. Poczułem ogromny ból w okolicach mostka. Zdawało mi się, że nie mam żadnych otwartych ran. Jakiś sanitariusz podbiegł do mnie. Miał wielki nochal i był bez hełmu.- Wszystko w porządku kolego?- Powiedział spokojnie.- Nie wiem. Już po bitwie?-Wskazałem palcem na ciała i wraki pojazdów.- Tak. Mieliście ciężką przeprawę, ale nasza armia dostarczyła wam posiłki oraz pogoniła tym szkopom kota.-Popatrzyl na mnie badawczo.-Jeśli Pan się dobrze czuje to proszę wracać do oddziału.- Powiedział i wskazał palcem las za płotem.-Nasi zajęli lotnisko oraz teraz walczą w lesie.- odwrócił się i zajął jakimś innym rannym. Znalazłem swój hełm i karabin. Brakowało jedynie amunicji. Przypomniałem sobie blask i zrozumiałem już co się stało. Ta ruina w której się obudziłem była barakiem z amunicją.- Cud, że żyję!- Wrzasnąłem radośnie. Kilku innych Polaków również powstawało i wiedzeni radą medyka kierowali się do lasu. W plecaku na szczęście było kilka łódek. Wyjąłem jedną i obejrzałem. Była pusta. Następne też. Potem znalazłem jedną
cięższą. Wyjąłem ostrożnie ten kawałem metalu i obejrzałem. –Trzy kurna naboje!- Pomyślałem ze złością. Poczułem ból na czole. Dotknąłem to miejsce ręką. Była tam zaskorupiała rana. Załadowałem nieszczęsne naboje i podniosłem się. W oddali usłyszałem krótkie serie z peemów. Okolica oraz same lotnisko wyglądało jak po bombardowaniu. Stosy ciał, wszędzie krew oraz urwane kawałki ludzi. Wybiegłem za rozbitą bramę. W kierunku wskazanym przez sanitariusza wiodła wąska asfaltowa droga zapadająca w gęsty las. Znalazłem na poboczu przewrócony znak. Była na nim strzałka i napis Bochnia 5 kilometrów. Odgłosy walki nie ustawały. Zacząłem biec w stronę lasu. Zapadłem się w cień drzew które niemal przysłoniły słońce. Na poboczu stał rozbity motor. Przekląłem w myślach i przypomniałem sobie o Niemcach którzy mogli by ć wszędzie. Padłem na asfalt i czekałem. Przestałem oddychać nasłuchując każdego możliwego szmeru. Na szczęście tylko las śpiewał i szumiał swoimi odgłosami. Wstałem i podszedłem do wraku. Wyglądał jak maszyny które nas zaatakowały pod Krakowem. Miał kwadratowy tył składający się z krzesełka i dwóch gąsienic, a druga część wyglądała jak motor. Dotknąłem metalu. Był cały we krwi. – Chyba jakiś szkop na nim oberwał.- Pomyślałem i uśmiechnąłem się. Usiadłem na wymyślnym siodle. Pokręciłem kierownicą. Na szczęście działała. Skrzypiała niemiłosiernie ale tak chyba miało być. Usłyszałem szmer. Odskoczyłem od motocykla jak oparzony i padłem na ziemię. Odpiąłem od pasa granat ręczny i czekałem. Z drugiej strony drogi wyłoniły się sylwetki kilku osób. Chyba pięciu. Przez krzaki nie mogłem rozpoznać ich umundurowania.- Dalej, dalej! Na drugą! Droga wolna!- Krzyknął jeden z nich. -Na szczęście Polacy-Pomyślałem. Podniosłem się z ziemi i krzyknąłem aby nie strzelali. – Kim jesteś?- Odkrzyknął jeden z żołnierzy celując w moją stronę.- Maciej Trzask!-Krzyknąłem podnosząc ręce.- 10 Brygada Kawalerii, szwadron piechoty zmechanizowanej!-Dobra wyłaź!-odkrzyknął ich dowódca. Wstałem i pośpiesznie wygramoliłem się zza krzaka.- Nie strzelajcie.- Powiedziałem już spokojnie opuszczając ręce.- Umie któryś z was naprawić to cholerstwo?- Powiedziałem wskazując pokraczny motocykl. – To jest Sdkfz 2 kolego, odparł Polak wyłaniając się z cienia. Miał na głowie furażerkę i jego twarz wyglądała jakby walczył kilka lat. Jego kilku kompanów którzy byli za to w stalowych hełmach szybko obstawili drogę osłaniając się z każdej strony.- Nie wiem czemu tu jesteś.- Odparł ich dowódca.- Twoi towarzysze są już pod Bochnią a ty się wylegujesz?- Powiedział i splunął na asfalt.- Jestem Stefan Krawężnik. Czwarty pododdział piechoty armii Kraków.- Odparł i podaliśmy sobie ręce.- Uruchomicie to?- Spytałem ponownie. – Oficer skinął głową i podszedł do jednego piechociarza. Porozmawiali chwilę po czym ów piechociarz wstał i podbiegł do motocykla. Wyjął jakiś drucik z kieszeni i coś dłubał.- Podejdź no tu kolego!- Krzyknął do mnie. Zarzuciłem karabin oraz włożyłem do kieszeni granat, który musiał głupio wyglądać w moim ręku podczas rozmowy. Stanąłem obok motoru.- Proszę odpalić- Powiedział do mnie. Wsiadłem na siodło i przekręciłem rączkę. Silnik zawarczał ale się nie uruchomił.-Dupa, nie działa!- Krzyknąłem raz po raz próbując zapalić zasrany motor. Polak jedynie się uśmiechnął i nacisnął swoją nogą pedał. Silnik od razu się uruchomił.- Popatrzyłem na niego z skrzywionym wyrazem twarzy. Piechociarz tylko się uśmiechnął i życzył mi dobrej drogi. Od razu się stamtąd zmyłem.- Jak tym jeździć?- Ta myśl przechodziła mi przez głowę. Na każdym zakręcie motor omal nie wywracał się na bok. Zwolniłem. Po około trzech godzinach w ostrożnym tempie dotarłem do miejsca. Chyba. Na drodze leżały ciała Polaków i Niemców. Na środku drogi palił się Panzer II. Odgłosy bitwy były teraz tak blisko, że omal czułem wybuchy.- Musze trafić tylko do Polskich pozycji- Pomyślałem. Widziałem już koniec lasu. Światełko w tunelu się zbliżało. Wypadłem z lasu na maksymalnej prędkości. Ciał poległych nie dało się ominąć. Gąsienice miażdżyły jedne po drugich. Przede mną rozciągnęło się wielkie pole z miastem w oddali. Miasto wybuchało raz po raz. Ogniste wybuchy burzyły budynki i zabijały walczących obrońców. Pędziłem dalej drogą. Minąłem kilku Niemców. Oddali we mnie kilka strzałów, ale na szczęście mieli tylko mauzery więc nie trafili. Jechałem jak szalony. Wiatr zerwał mi hełm z głowy z Wz29 obijało się na siedzonku za mną. Mijałem wiele pozycji Niemieckich i nawet kilka czołgów. Miały na burtach znaczki 4 dywizji lekkiej. Gdybym jechał Polskim motocyklem to bym już dawno nie żył. Przedzierałem się przez pozycje. Przeskoczyłem przez okop. Niemcy już się zorientowali, że jestem ich wrogiem. Pociski przelatywały obok mojej głowy. Kilka trafiło w motor. Natomiast Polacy do których się zbliżałem domyślili się, że nie jestem Niemcem i zaczęli dawać mi osłonę ogniową. Chyba stworzyłem wielkie zamieszanie. Czołgi zaczęły do mnie strzelać. Gejzery ziemi wzlatywały obok mojego motoru. Wpadłem w Polskie pozycje. Zeskoczyłem z motoru który przeturlał się kilka metrów dalej. Byłem u swoich. Odetchnąłem z ulgą. Podbiegła do mnie grupka żołnierzy i zabrali mnie na noszach. Uśmiechnąłem się, podziękowałem i zemdlałem.























Hej Maciek, nic ci nie jest?- Odezwał się głos w oddali. Otworzyłem oczy. Blask żarówki, kurz, kaszel. Usiadłem. Byłem na czymś drewnianym.- Maciek?- Znów głos się odezwał. Otworzyłem oczy szerzej. Byłem w ziemiance. Stosy dokumentów, niski sufit i ściany z ziemi i drewna. Przede mną stał Michał, Jasiek i Bartek. Patrzyli uradowani na mnie.- Maciek nic ci nie jest?- Usłyszałem już wyraźniejszy głos Jaśka.
-Chyba nic.- Powiedziałem po cichu.- Dajcie pić, w gardle mi zaschło- Powiedziałem wstając. Ktoś podetknął mi szklankę wody. Szybko wypiłem zimny płyn, który nawodnił moje zeschnięte gardło. Wszystkie zmysły już powróciły. W oddali uderzała altyleria.-Co się stało?- Powiedziałem patrząc w ziemię.-Bartek podszedł do mnie i powiedział z radością o ich szczęśliwym przetrwaniu, o smutku straty kumpla czyli mnie, oraz o walkach o Bochnię którą straciliśmy. Okazało się, że byliśmy już wyparci z miasta i teraz byliśmy okopani w lesie oczekując na przemarsz Niemieckich wojsk. Poskładałem do kupy swoje wyposażenie. Na szczęście Jasiek zabrał mój plecak i karabin z rozbitego motoru. Dali mi amunicję. Staliśmy po kostki w okopie.- Jak nasi dziadowie gdy ruskie zaatakowały- Powiedział Bartek. Odkryłem wielką stratę. Mój Luger przepadł. Ktoś nagle wrzasnął- Szkopy!- Rozległy się serie z karabinów maszynowych. Wstałem błyskawicznie zostawiając konserwę mięsną. Przyparłem brzuchem ścianki okopu. Załadowałem Wz29 i byłem gotów. Po chwili reszta moich przyjaciół poszła w moje ślady. Zobaczyłem za krzakami oddalonymi o około pięćdziesiąt metrów sylwetki piechoty wroga. Oprócz niej przez drzewa zamajaczyły sylwetki czołgów Panzer I i II. Przed nimi jechał Sdkfz 222. Nie mieli pojęcia o tak wielkiej zasadzce. Co kilka metrów na naszej linii stał okopany czołg lub działko 37 mm. Czekaliśmy na wroga. Niemcy byli coraz bliżej. Rozległo się kilka pojedyńczych strzałów. Oparłem karabin o ziemię. Ustawiłem się wygodnie namierzając jednego z Niemców. Oficera. Niemcy skradali się bez pośpiechu ostrożnie krocząc i próbując wywołać jak najmniejszy hałas, co nie miało sensu z powodu hałaśliwych czołgów za ich plecami. Okopem przebiegł Górski nakazując czekać nam na większą kanonadę. Po kilku chwilach Niemcy byli tak blisko, że było widać ich twarze. Na czołgach ukazały się złośliwie białe krzyże. Sdkfz 222 zatrzymał się. Z pojazdu przez górny właz wydostał się oficer i darł się do oficera którego miałem na celowniku. Muszka i szczerbinka złączyły się w całość. – Za moment się zacznie.- powiedział Jasiek spokojnie. Miał już nową broń. Znalazł gdzieś sprawnego niemieckiego mauzera i paradował z nim. Armaty 37mm jak na komendę zasypały wroga pociskami odłamkowymi. Strzeliłem, lecz oficer znikł gdzieś wśród gejzerów ziemi. Niemcy się wycofali. Czołgi wroga jechały tyłem strzelając niecelnie w ruchu. Wszyscy wydawali radosne okrzyki . Niektórzy nawet wyskoczyli z

_________________
Obrazek


Ostatnio edytowano 31 sie 2007, 23:52 przez BF2Progamer, łącznie edytowano 3 razy

Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 19:44 
Offline

Dołączył(a): 30 mar 2005, 15:34
Posty: 1988
Lokalizacja: Rzeszów>Woliczka :)
Moim oczkiem nie jest złe :) umiesz pisać :arrow: :wink: :arrow:

Ja gdzieś posiałem moje opowiadania lotnicze ;d jak znajdę to mogę wrzucić :)

_________________
...a jeśli z Nas ktoś padnie wśród szaleńczych jazd, czerwieńszy będzie kwadrat, nasz lotniczy znak"


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 20:29 
Offline
Spamer!
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 gru 2006, 19:48
Posty: 5036
Lokalizacja: żyję od 14 mld lat ;] więc skąd ?
uważaj by nikt Ci tego nie [cenzura] /est, bo bardzo fajne ;] .

_________________
#5000. post i "spamer!" :lol: |czekałem od początku(:
kliknij i zarejestruj się -15% opłat transak. na najlepszej giełdzie kryptowalut


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 20:30 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 18 cze 2006, 18:08
Posty: 3819
Lokalizacja: Ozorków
fajne ale jeśli piszesz książkę to może lepiej by było jeszcze jej nie udostępniać, chyba że to malutki fragment :wink:

_________________
http://www.arma2coop.pl/
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 20:40 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
Koledzy, kolezanki, nie obchodzi mnie czy ktos ukradnie ksiazke ktora ma na razie 65 stron :D tylko ja mam oryginalny plik na wordzie i tylko ja moge ja skonczyc a nazwiska przereobilem, bo w koncowce bedzie inaczej :d i nie zamierzam tego sprzedawac- robie to dla siebie i slawy ( skromny jestem? :P) Ok thx za pozytywne opinie i ze przeczytaliscie- autorem jestem ja czyli Maciej T. mam prawko autorskie do fragmentu a wy jestescie swiadkami mojego zamieszczenia ( mam jeszce kilka innych dowodow ze to ja pisze :) jak cos dopisze to dodam do postu :D

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 22:25 
Offline
Moderator forum
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 25 sty 2005, 19:40
Posty: 2627
Lokalizacja: Alt Stettin/Birmingham UK
BF2Progamer napisał(a):
tylko ja mam oryginalny plik na wordzie i

Z tym to bym uważał. Dla chcącego nic trudnego.

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 23:50 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
szczerze? g mnie obchodzi - niech kazdy sobie kopiuje i chwali sie ze to napisal- ksiazki sa od ludzi dla ludzi a jak ktos jest taka szmatka do kurzu ze sciaga czyjis projekt i sie pod nim podpisuje to jego problem :D
PS. Dokleiłem cosik do tematu posta :D

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 23:53 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 sty 2007, 20:46
Posty: 1415
Lokalizacja: Poznań
Może i g. cie to obchodzi, ale masz talent i musisz zacząć pisać na serwetkach w restauracji to może zarobisz tyle co JK Rowling :D

_________________
damn you


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 31 sie 2007, 23:55 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
:D szkoda tylko ze pisanie to moje hobby... a z reszta to co tytaj jest to bedzie jedynie fragmencik ( planuje dwa tomy- jakies 300 stron :D) a i dzienks za talent... urodzilem sie humanista to dar i przeklenstwo :D ( wiesz matmy nie lubie:D)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 00:10 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 sty 2007, 20:46
Posty: 1415
Lokalizacja: Poznań
Przeczytałem większość i przyznam że czyta się miło, jest nawet wciągające. Skoro planujesz tyle napisać może oddasz to do jakiegoś wydawnictwa ? A nóż się przyjmie?

_________________
damn you


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 01:00 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 1 kwi 2005, 21:44
Posty: 1044
Lokalizacja: kraków
fajnie sie czyta, malo bledow etc etc, ale niestety widzialem znacznie wiecej lepszych amatorskich prac, ktore niestety i tak nie kwalifikowaly sie do "seryjnego" druku. ale pisz, pisz, moze kiedys sie uda :)

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 01:03 
Offline

Dołączył(a): 30 mar 2005, 15:34
Posty: 1988
Lokalizacja: Rzeszów>Woliczka :)
Tak naprawdę to Marneus ma rację bo albo sie nie umie pisać w ogóle ale jest bohaterem lub świadkiem wydarzeń i ludzie i tak kupią ;) albo trzeba po prostu wymiatać piórem :) :arrow: :wink:

_________________
...a jeśli z Nas ktoś padnie wśród szaleńczych jazd, czerwieńszy będzie kwadrat, nasz lotniczy znak"


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 01:23 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
Cravic napisał(a):
Przeczytałem większość i przyznam że czyta się miło, jest nawet wciągające. Skoro planujesz tyle napisać może oddasz to do jakiegoś wydawnictwa ? A nóż się przyjmie?

Cytuj:
ale pisz, pisz, moze kiedys sie uda
Dzieki wam- pozyjemy zobaczymy- a noz zobaczycie ta ksiazke na sklepowych polkach :D

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 11:00 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 7 sty 2007, 20:46
Posty: 1415
Lokalizacja: Poznań
Już gorsze gnioty trafiały do seryjnego druku to czemu takie miłe opowiadanko które wchodzi jak dobra pizza by nie mogło trafić na półki sklepowe? ;)

_________________
damn you


Góra
 Zobacz profil  
 
 Tytuł:
PostNapisane: 1 wrz 2007, 15:11 
Offline
Avatar użytkownika

Dołączył(a): 27 cze 2007, 13:50
Posty: 132
Lokalizacja: Warszawa/Ursynów
Cravic napisał(a):
Już gorsze gnioty trafiały do seryjnego druku to czemu takie miłe opowiadanko które wchodzi jak dobra pizza by nie mogło trafić na półki sklepowe? ;)

:D dziekuje jeszcze raz za pochwaly i zachecam kazdego do pisania :D

_________________
Obrazek


Góra
 Zobacz profil  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 19 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 2


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 7 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
Powered by phpBB® Forum Software © phpBB Group
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL