Ten film za pierwszym podejściem wydaje się długi i nudny. Ale ja go widziałem chyba z 5 razy i za piątym razem widzę, że jest on piekielnie przemyślany i świetnie zrobiony. Dłużyzny? Ależ właśnie o to chodziło - kontrast czekania na bitwę, długich marszów, nudnych rozmów - i krótkie apogeum samego starcia - wbrew pozorom to jest naprawdę realniejsze niż dziesiątki innych filmów koncentrujących się na samym "łubudu" i "urraa!". W filmie jest mnóstwo aluzji i smaczków. Nie wiem czy na przykład zwróciliście uwagę, jak jest w nim przedstawiony wróg? Najpierw jako pewna idea - zagrożenie, mówi się tylko o nim. Potem natrafia na jego ślady. Potem wróg zaczyna strzelać - ale dalej pozostaje niewidoczny. Potem jest tylko małymi sylwetkami w oddali. Potem staje się coraz bardziej wyraźny, kiedy się z nim walczy twarzą w twarz - a potem, na samym końcu staje się całkowicie ludzki - przegrany, poniżony, przestraszony, konający - zrównuje się z bohaterami filmu...
