Zeby uciec przed rura, to musisz byc w gornym rogu.
Bóg postanowił dać ludziom swoje przykazania. Najpierw udał się do Amalekitów.
- Amalekici! - mówi Bóg - czy chcecie moje przykazanie?
- Przykazanie, co przez to rozumiesz, Panie?
- No, na przykład - nie zabijaj.
- Panie, nic z tego. Jeśli to przyjmiemy, to cała struktura naszego wojowniczego ludu się rozpadnie. Jak mamy nie zabijać, skoro świętujemy poprzez wojnę? Nie, nie możemy przyjąć twojego przykazania.
Rozczarował się nieco Bóg, że dzieci jego nie chcą go słuchać, jednak poszedł dalej, gdzie na wielkiej pustyni napotkał Arabów.
- Arabowie! - grzmi Bóg - czy chcecie moje przykazanie?
- Przykazanie, ale jakie przykazanie?
- Dajmy na to - nie kradnij.
- Panie, jesteśmy biednym ludem zesłanym na najgorsze tereny świata. Nic tu nie rośnie, nie ma zwierzyny, czym zatem mamy żyć, jeśli nie tym co odbierzemy podróżnym przemierzającym ten zapomniany przez ciebie ugór? Jeśli przyjmiemy przykazanie, zginiemy.
Zmartwiony Bóg udał się wtedy na zachód, aż dotarł do Nilu i wtedy ujrzał niewielki lud, który mozolnie wznosił kolejne pałace dla faraona.
- Żydzi! - bo to byli oni - czy chcecie przyjąć moją słowo, chcecie moje przykazanie?
- Aj waj, przykazanie, powiadasz Panie? - kilku z nich popadło w zadumę - A ile by to kosztowało?
- Kosztowało? O czym wy mówicie?! Nic by nie kosztowało, dam wam je za darmo!
- Za darmo, tak całkiem za nic?
- Tak!
- W takim razie bierzemy dziesieć.
Edit: 905, ale zlapal mnie teleportem
