Opowieści snajperskie, część I
Sierżant Ed W. Eaton z Walla Walla w stanie Waszyngton rozpoczął służbę w armii październiku 1968 roku, do Wietnamu trafił w maju następnego roku, jako żołnierz piechoty 3 batalionu 60 pułku 9 dywizji piechoty. Wspomina – Kiedy tylko usłyszałem, że w dywizji działa szkoła snajperska, byłem nią zainteresowany. Od razu napisałem prośbę o wysłanie mnie na kurs. Bardzo chciałem być snajperem, no, może nie aż tak bardzo jak barmanem w Sajgonie, czy adiutantem jakiegoś generała, ale skoro już byłem zwykłym żołnierzem, chciałem być strzelcem wyborowym.
Eaton był uczestnikiem jednego z pierwszych oficjalnych szkoleń snajperskich, zorganizowanych przez armię, a konkretnie przez jego macierzystą dywizję. W trakcie ostatnich sześciu miesięcy swego pobytu w Wietnamie dorobił się dwudziestu siedmiu potwierdzonych trafień. Mówi Eaton – Korzystaliśmy ze stałych form nawiązania kontaktu z wrogiem, najczęściej braliśmy udział w działaniach kompanii piechoty, kryjąc ogniem możliwe kierunki styczności z wrogiem. Wykonywaliśmy także nocne misje „myśliwskie”, podczas których obaj członkowie zespołu leżeli w drzwiach Huey’a, krążącego po zmroku nad rzeką. Celów wypatrywaliśmy szukając ich przez celowniki Starlight. Kiedy dostrzegliśmy nieprzyjaciela, strzelaliśmy w niego pociskiem smugowym, po czym do akcji przystępowały dwie szturmowe Cobry, niszczące wskazany cel.
Większość z trafień Eatona została wykonana z odległości ponad 500 metrów – ale nie wszystkie. Podczas jednej z akcji oczyszczania terenu Eaton został przydzielony do kompanii piechoty, która tuż przed zmierzchem zajęła pozycje obronne w pobliżu opuszczonej wsi. Mówi Eaton – Dowódca kompanii rozkazał mi zająć stanowisko tuż przed naszymi liniami, żeby mieć wieś na oku. Kiedy już się dobrze ściemniło, cicho przesunąłem się na swoje stanowisko, żeby w spokoju przyjrzeć się otoczeniu przez zamazany, zielony obraz widoczny w celowniku Starlight. Natychmiast, na wprost siebie zobaczyłem żołnierza Wietcongu, odległego ode mnie o góra 50 metrów. Najwyraźniej mnie usłyszał, bo klęczał trzymając rękę przy uchu, żeby słyszeć wyraźniej. On mnie usłyszał, ale ja go zobaczyłem. Zastygłem w bezruchu i odczekałem kilka minut, żeby upewnić się, że nie jest czujką jakiegoś większego oddziału. Przez kilka minut nic się nie poruszyło. Zadecydowałem, że czas z tym skończyć i znaleźć sobie jakieś lepsze miejsce. Mój strzał przewrócił go na plecy – to była najmniejsza odległość, na jaką strzelałem będąc snajperem.
Eaton, który będąc na kursie snajperskim skończył 21 lat, odnosił także sukcesy podczas operacji nocnych. – Pewnego wieczoru lecieliśmy na wysokości 175 metrów. Leżałem na podłodze śmigłowca, wypatrując przez otwarte drzwi celów, widocznych w celowniku Starlight, zamontowanym na moim M21. Nagle zauważyłem na rzece sampan z jednym człowiekiem na pokładzie. Rzeka była zamknięta dla ruchu cywilnego, co więcej, było już po godzinie policyjnej. Przygotowałem się do strzału. Trafienie celu z poruszającego się śmigłowca, zwłaszcza przez turbulencje powietrza wywołane wirnikiem, jest bardzo trudne. Mój śmigłowiec zbliżył się trochę do celu.
- Strzeliłem smugowym, żeby zaznaczyć cel dla Cobr – kontynuuje Eaton. – Nadleciały, oświetliły łódkę swoimi reflektorami i odleciały bez jednego strzału. Kiedy wróciliśmy do bazy po paliwo, zapytałem ich pilotów – Dlaczego nie strzelaliście? Czy to była kobieta lub dziecko?
Prowadzący roześmiał się i powiedział – Nie, nie mieliśmy już nic do roboty. Trafiłeś go prosto w klatkę piersiową. Doskonała robota.
- Dodałem to trafienie do swojej listy, ale – przyznam się – był to mój najbardziej fartowny strzał.
Pomimo uczestnictwa w tych pełnych napięcia akcjach, Eaton dodaje. – Snajperstwo to przede wszystkim nudne, samotne zadanie. Czeka się całymi godzinami, zmieniając z partnerem przy celowniku Starlight. Czasami jest tak, że jeden strzał, jeden trup. Kiedy indziej przeciwników jest tak wielu, że musisz wezwać wsparcie artyleryjskie i lotnicze i jedynie kierujesz całym cyrkiem. A potem wstajesz i wracasz do domu, tylko po to, by za jakiś czas znowu iść na akcję, a potem na jeszcze jedną. Snajperstwo w Wietnamie nie dawało się ująć w naukowe ramy. Za każdym razem Charlie miał coś w zanadrzu. Zwyciężał ten, kto był najlepiej przygotowany i kto miał lepszą broń. Jak zawsze... Śmierć nie jest obca snajperowi, ale moim zadaniem było także przeżycie...
To jest cała historja. Ja też przekręciłem nie było 2 typów tylko jeden. I to ja przekręcilem też nie blackHowk tylko Huey
dawno poprostu to czytałem.