Niestety nie moglem sie powstrzymac.
gregolec -> A ja tu widze poraz kolejny "propagande sukcesu T-34", ech...
gregolec napisał(a):
Fajna legenda, nie? Na szczęście (słowo "niestety" jakoś mi tu nie pasuje) tak nie było. Tygrysy były jak najbardziej zniszczalne, co okazało się już w ich debiucie pod Leningradem. A potem w bitwie na Łuku Kurskim.
Leningrad - tak jest zawsze, gdy dowodstwo niecierpliwi sie jak zadziala nowa zabawka. Radze takze przesledzic losy na predce wprowadzonego do walki IS-1. Wedlug mnie debiut o wiele gorszy niz Tygrysa. Nie wspominajac o T-34, ktory ledno o wlasnych silach dojechal na testy w 1940 roku. Wtedy wojskowi byli przeciwni kontynuowania programu na rzecz chocby T-50. Awarie T-34 niewyeliminowano az do 1944 roku. Kuriozalne jest to, ze dopiero w 1943 ktos wpadl na pomysl wymiany filtrow powietrza, ktore wpuszczaly wszystko... procz powietrza.
Takze, co czolg, to jego debiut, mniej lub bardziej udany, jak widac szkolenie zalog tez jest wazna sprawa, zarowno dla Tygrysa, T-34 czy wlasnie IS-1.
Luk kurski - no, tutaj Tygrysom jednak nie poszlo az tak zle... W zasadzie o niszczeniu tego pojazdu narosla legenda przekazywana przez Sowietow, dla ktorych kazdy czolg to byl Tygrys, a kazde dzialo samobiezne to Ferdinand.
gregolec napisał(a):
Armaty T-34 rozwalały Tygrysy tak samo jak armaty Shermanów. Że rzadko? Cóż, Tygrysów nie było dużo, nie starczyło dla wszystkich chętnych.
Hahaha, dzialo M3 75mm przebijajace Tygrysa... no tak, gdyby dostal w dupe, to moze. Wieksze, ale nieznaczne szanse mialo dzialo M1 76mm, ale to chyba z powodu Panter i Tygrysow dowodctow Brytoli i Amerykonow zdaje sie rowniez, wydalo rozkaz o nie angazowanie sie w walke z tymi pojazdami. Dopiero rok 1944 to rok Firefly'a, wczesniej poslugiwano sie Archerami, ale zeby dociagnac je na stanowiska strzeleckie, to zajmowalo troche czasu... no i byla to bron scisle defensywna. Na froncie zachodnim alianci zwlaczali ciezkie pojazdy niemieckie albo lotnictwem (najbezpieczniej) albo artyleria. A jesli byla mizerna pogoda - niszczycielami czolgow, plus brytyjskie pojazdy z 17-to funtowkami.
gregolec napisał(a):
Oczywiście, że lotnictwo frontowe na zachodzie zwalczało niemieckie czołgi, nie dlatego jednak, że taka była doktryna, ale dlatego, że primo - samolotów Alianci mieli dużo i dobrych, a secundo - i tak latały ona nad, tuż za i daleko za frontem tnąc co się da.
Otoz po wywalczeniu w lecie 1944 roku panowania w powietrzu atakowanie kolumn pancernych niemcow przez lotnictwo aliancie stalo sie doktryna (bo po cholere P-47, mysliwiec wysokosciowy zabieral bomby walczyl jako samolot szturmowy na badz co badz niskim pulapie?), a co wiecej zupelna normalnoscia. Byl taki bardzo ciekawy przypadek nalotu Tempestow na komapnie czolgow niemieckich... 30 panzerow poszlo z dymem. Wszystko to dzieki wezwaniu wsparcia lotniczego.
gregolec napisał(a):
Gie prawda. Tak naprawdę było to bardziej skomplikowane.
Faktycznie, T-34 byly skomplikowane, skoro tak duzo nie dojezdzala na front z powodu zatarcia silnika, pekania walow przeniesienia napedu czy nieumiejetnego korzystania ze sprzegla przez kierowcow.
gregolec napisał(a):
Tygrys miał przewagę pancerza tylko z tego względu, że armata i optyka celownicza pozwalała mu prowadzić ogień do przeciwników na dystansach, na których był bezpieczny. Rosyjskie i amerykańskie armaty nie były w stanie strzelać celnie na zasięgach powyżej 1500 metrów, a nawet jak cudem trafiły, to parametry balistyczne amunicji okazywały się nie wystarczające. Zatem tak długo, jak Niemcy stawiali Tygrysy na pozycjach obronnych i czekali na przeciwnika (a czołgiści byli z nich cwani), Tygrysy miały bardzo dużą przewagę.
No wlasnie, o optyke i jakosc dziala glownie chodzi... Ale to sie tyczy nie tylko Tygrysa, ale takze Pz. III zwlaszcza z dlugimi 50-tkami J/L/M, Pz. IV G/H/J, no i Pz, V D/A/G. A czy w walce na krotki dystans tak mu zle szlo? Nie sadze. A czolgisci niemieccy byli cwani, bo wiedzieli, ze np. dwoma plutonami StuGow III G musza powstrzymac kompanie T-34 i co ciekawe, im sie to udwalo (opis min. w monografii "Sturmgeshuetz III" wydawnictwa Militaria).
gregolec napisał(a):
Jednak używane w atakach lub kontratakach, gdy narażone były na walke na małym dystansie czy wręcz oskrzydlenie - pękały jak petardy. Każdy czołg by pękł.
Skoro kazdy by pekl, to nie ma o czym mowic.
gregolec napisał(a):
BTW - a propos ratio obrotu wieży w Tygrysie. Kolega miał 6 stopni na sekundę. Zatem pełen obrót wieży = 1 minuta. W T-34 i Shermanie CZTERY razy szybciej. Tymczasem w FH mam wrażenie jest odwrotnie.
Tu sie zgodze i takze prosze o spowolnienie obrotu wiezy w Tygrysie.
Omni, a daloby sie jeszcze cos takiego zrobic, ze podczas poruszania wieza w Tygrysie, zeby silnik wydawal glos jak poczas wciskania pedalu gazu? Sprawa jest prosta w Tygrysie predkosc obrotu wiezy zalezala od obrotow silnika (wieza nie obracala sie gdy silnik nie pracowal), a gdy czolg stal, zeby zwiekszyc predkosci obrotu wiezy kierowca musial co poewien czas dusic gaz.
gregolec napisał(a):
Słowo klucz - legenda. To takie coś o którym wszyscy mówią i się zachwycają, chociaż to nigdy nie istniało. IS-3 zjadłby Tygrysa na śniadanie.
Gdyby IS-3 "dojechal" na wojne. No niestety zdazyl tylko na parade zwyciestwa w Berlinie. Dlatego powiedzmy, ze wyzwaniem dla Tygrysa i Tygrysa II byl w tym okresie, z czolgow, IS-2, a mimo to dawal sobie z nim rade. Poza tym IS-2 musial dzialac zawsze w wiekszych grupach i nie chodzi wcale o wielkosc produkcji, a oto, ze mial koszmarnie dlugi czas zaladunku pocisku (dwuczlonowy: naboj plus ladunek miotajacy) oraz bardzo maly zapas amunicji do dziala glownego - 22 sztuki.
gregolec napisał(a):
Nie był najdoskonalszą konstrukcją wojny. Nadawał się głównie do walk w miejscach o dalekim horyzoncie prowadzenia ognia (2000+ metrów) i dobrej widoczności (a tych w Europie nie jest tak znowu dużo). Był drogi w produkcji i potwornie pracochłonny - w dodatku "udoskonalona" wersja Konig Tiger była straszliwie awaryjna i niedopracowana.
Oto wlasnie chodzi, ze Tygrysa przygotowywano specjalnie na front wschodni, gdzie bylo bardzo duzo slabo urozmaiconych i otwarych przestrzeni. I niespodzianka byla jego duza przydatnosc w czerwcu 1944, do tego stopnia, ze kazdy amerykanski Johnny obawial sie byle Pz. IV sadzac ze to Pz. VI.